Właśnie, dlaczego ?
Film po prostu wspaniały, mój ulubiony.

Zgadzam się z wami całkowicie. Tak samo nie rozumiem za co te nominacje do Złotych Malin. Według mnie aktorzy zagrali świetnie

aktorzy świetni, piękna historia, dobrze dobrana muzyka... czego więcej chcieć? Film jest dobry kiedy można go obejrzeć 3 razy i mimo to z zaciekawieniem zerka się w stronę telewizora - u mnie tak było więc zasłużone 9/10.

Piękna historia?!? To durnota o miłosnym trójkąciku, która nawet nie stara się przekonać widza, że mamy tu do czynienia z prawdziwą miłością i prawdziwą przyjaźnią. Relacje pomiędzy Rafe'm a Evelyn dają się sprowadzić do "- Cześć, możemy być parą przez resztę filmu! - Ok, idę na to!", z kolei Danny i Rafe pojawiają się razem na ekranie może w trzech scenach i przez ten czas nawet pięciu minut nie spędzają. Gdzie ta miłość i przyjaźń niby? W dodatku Rafe to zwykły gnojek (o tym za chwilkę), Evelyn - słodka idiotka, która spędza większość czasu na głupkowatych chichotach ze swoimi równie głupkowatymi przyjaciółkami, a samo wydarzenie historyczne - znaczy atak na Pearl Harbor - zostaje tutaj kompletnie, całkowicie olane. Nie postarano się nawet o to, żeby przybliżyć w jakikolwiek sposób marynarzy na tych okrętach, postacie autentyczne, które zginęły tamtego dnia. Zamiast tego zmarnowano półtorej godziny filmu na rozwijanie (i to marne) postaci, które nie istnieją, które nikogo nie obchodzą i które nie są nawet w centrum wydarzeń, kiedy rozpoczyna się atak (siedzą w aucie z dala od bazy i zwyczajnie śpią). Piękna historia? G*wno prawda!

A, tak - i jeszcze ci "świetni aktorzy". Zapewne masz na myśli Afflecka i graną przezeń postać, o której reżyser kłamie widzowi, że jest fajnym facetem - podczas gdy w rzeczywistości to durny, pusty i samolubny gnojek? Zgłasza się na ochotnika do walk w Europie, ale wcześniej podrywa Evelyn - chyba tylko po to, aby zaraz ją na lodzie zostawić. Nawet gdy ma dojść do romatycznego spotkania, on odmawia, tłumacząc to jakąś kretyńską logiką. A widok płaczącej z tęsknoty Evelyn na peronie jest dla niego tylko i wyłącznie powodem, by być cholernie zadowolonym z siebie. A jaki dym zrobił, kiedy niespodziewanie (taaa, jasne...) powrócił z martwych? Sam był sobie winien, ale oczywiście zwalał wszystko na Evelyn i Danny'ego. Ch*j. Nie zapominajmy jeszcze o tym, jak to "przyjaźnił" się z Danny'm i "opiekował" nim. Czyli - w rzeczywistości - kontrolował jego życie, a od czasu do czasu nawet narażał jego karierę na szwank, wciągając w takie wygłupy, jak zabawa samolotami w cykora. A najgorsze jest to, że na tej chodzącej kupie łajna tak naprawdę skupia się cały ten film. Szczyt marzeń, normalnie!

Czego więcej chcieć? Żeby zbudować ten film na naprawdę dobrej fabule, żeby przybliżyć naprawdę sympatyczne postacie i umożliwić widzowi zżycie się z nimi - a także z tymi, którzy w rzeczywistej historii zginęli tamtego dnia w Pearl - żeby się skupić na samych wydarzeniach historycznych, zamiast je spychać na dalszy plan historyjką miłosną klasy Z. Przy okazji jeszcze przydałoby się - w scenie ataku w Pearl - ujrzeć okręty pochodzące z tamtego okresu, a nie nowoczesne niszczyciele rakietowe. Żeby miał wszystkie przymioty, jakimi winien cechować się dobry film - a których to antydzieło Baya nie ma wcale.

Lepiej bym tego nie napisał. Podpisuję się wszystkimi kończynami.

ja też moimi wszystkimi pięcioma (nie pytajcie)

Tylko ze ta tematyka tutaj jest tylko tłem, niczym wiecej

Słabe oceny?Ja bym raczej był skłonny zapytać skąd tak wysokie oceny?

Muzyka i efekty fajne, tyle że to tyle jeśli chodzi o zalety filmu. To 100 % Baya i tyle