Może i sztuka była dobra w swoich czasach ale film na podstawie niej zrobiony to kompletnie nieciekawy, niewciągający i zupełnie bezpłciowy twór, o którego istnieniu wiedzą chyba tylko zagorzali wielbiciele Williama H. Macy'ego.
Skuszony nazwiskiem reżysera, który swoje pięć groszy do światowego kina grozy dorzucił, obejrzałem "Edmonda" i z trudem powstrzymywałem się żeby go w trakcie seansu nie wyłączyć. Za dużo tu pseudo-umoralniającego bełkotu i zupełnie niezrozumiałych posunięć bohatera, który zachowuje się momentami jakby spadł z księżyca (Czy trzeba być stałym bywalcem klubów ze striptizem żeby wiedzieć że tam drink nie kosztuje 10 dolców? Raczej nie...) a za mało czegokolwiek, co przykułoby uwagę widza.
Film kompletnie mnie nie wciągnął, zanudził i na koniec jeszcze obrzydził.
Nie polecam.