PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=804561}

Pewnego razu... w Hollywood

Once Upon a Time ... in Hollywood
7,3 202 769
ocen
7,3 10 1 202769
7,7 62
oceny krytyków
Pewnego razu... w Hollywood
powrót do forum filmu Pewnego razu... w Hollywood

Póki leje się krew absurdalna, bez prawdziwego kontekstu, nie mam nic przeciwko, taki jest Tarantino!
Z tego filmu wyszłam poruszona i zniesmaczona. Nie kupuję wątku Polańskiego i Sharon. To nie było potrzebne.
Zrobienie farsy z tak tragicznej historii przesłoniło mi wszystko co chwilę wcześniej wydawało się urzekające. I nie potrafię znaleźć dla tego żadnego uzasadnienia.
Myślałam, ze będę kochać Tarantino za Pulp Ficton do końca życia......
Po Pewnego razu..... jestem po prostu zła.
To jest ludzka tragedia, z którą ktoś musi żyć.
I nie pojmuję zachwytów całego filmowego świata. To nie jest o tym, ze powinny być jakieś tabu!
Jakaś empatia??? Wygląda na to ze jest passe!

mmadzisia

(Spoiler!!!) Muszę zapytać bo dla mnie to bardzo ważne: czy pokazali morderstwo Sharon?

mmadzisia

Nie;)

mmadzisia

Podchodząc do tego w taki sposob to juz powinnas "go nie kochać" od "Bekartów Wojny"... Tarantino zrobił kawał roboty jednym i drugim filmem. To co sie stało powinno byc przypomniane. Bo to było obrzydliwe i bestialskie morderstwo. Wielu młodszych ludzi pozna historie dzieki temu filmowi. Quentin miał niewiarygodnie trudne zadanie,żeby przedstawić to w sposób, który bedzie wszystkim opdpowiadał. Malo, to bylo wrecz niemozliwe, aby zrobić to bez jakichs kontrowersji. Tarantino dał podobno rade. Nie oglądałem filmu, ale dużo o nim już wiem + widzialem ten finał. Nie wiem o co tu mieć pretensje, Sharon była gwiazdą tamtej epoki a plus łącząc tą straszną tragedie, to była wręcz jej najwiekszą częścią. QT musiał i chciał ją, zresztą słusznie, ująć w swoim dzele. Przedstawil ją w fajny, lekki sposob, jasno, anielsko, pominął finał makabry z jej udziałęm(czego byłem pewien od początku) a w zamian, w swoj oryginalny sposob, wyżył sie artystycznie na ludziach-potworach niezasługujących na spluniecie. To samo zrobił w "Bekartach" na nieporównywalnie wiekszą skale... Grubo wyolbrzymiasz. Wiekszosc filmow jest oparta o czyms, o wielkich katastrofach,mordach. Tarantino dal spokojnie rade.

Jeśli chcesz sie zbulwersować to popatrz choćby na zwiastun filmu o Tate z Hillary Duff.. Z tego mordu zrobili slasher klasy "b". To jest dopiero kpina i niesmak. Tarantino pokazal Tate tak jak i McQuenna czy innego Lee,jako gwiazde i ikone epoki,a przy okazji wstawil pierwiastek siebie - głównie dajac wycisk oprawcom. Ta rzeczywista tragedia sama w sobie byla tak bestialska i obrzydliwa,że to co zrobił QT nie powinno nikogo bulwersowac. To co oni tam przeżyli,to jakiekolwiek sceny w filmie Tarantino o epoce, są jak uklucie iglą przy rowie Marianskim.

ocenił(a) film na 8
mateos8

Tyle, że w Bękartach to właśnie Niemców przedstawił jako tych honorowych i odważnych, którzy robią co trzeba, bez względu na cenę. To żydowska ekipa bękartów zachowuje się jak dzikusy, torturując i masakrując swoje ofiary.

stringer_bell

Na pewno troche racji w tym jest, a bardziej - jest na pewno pole do dyskusji. Tarantino zazwyczaj odwraca role skrajnie, tak jakby sie mszcząc fikcyjnie. Temat "Bekartów.." to troche temat rzeka, jest wiele "racji" na temat wojny i nie chcac burzy,to nawet nie ma sensu sie w to zagłebiac.

ocenił(a) film na 8
mateos8

Przeciętny odbiorca, zwłaszcza amerykański, pewnie odebrał pewnie Bękarty zupełnie inaczej, ale to prawda, że scena, w której niemiecki sierżant patrzy na Bear Jew i tłumaczy mu, za co został odznaczony, była najbardziej poruszającą w filmie.

mateos8

Sposób, który wszystkim odpowiada to właśnie taki, który nie budzi kontrowersji. Tarantino nigdy nie stara się robić filmów, które będą wszystkim odpowiadać i nie ma takiego zadania - więc tu się mylisz. Celowo chce budzić kontrowersje. No i lepiej, żeby ludzie jednak nie poznawali historii przez fikcję Tarantino tylko poprzez książki i dokumenty. Inaczej to nie jest poznawanie tylko wypaczanie. Natomiast jeśli ktoś już bardzo dobrze historię zna to taka kontrowersyjna produkcja ma potencjał, żeby wzniecić jakąś dyskusję. Np. nad nieuchronnością tragedii.
Mmadzisia ma prawo czuć się zbulwersowana, bo film przekroczył granicę jej wrażliwości, nie każdy musi akceptować ten rodzaj humoru i ma prawo mieć jasne stanowisko w kwestii tego co narusza godność ofiar. Akurat jej zdanie podzieliła rodzina Tate, także obecna żona Polańskiego i on sam (choć oficjalnie chyba (?) nie zabrał głosu, bo i tak jest spalony w środowisku). Dobrze, ze mmadzisia napiała swój komentarz, bo trafi do ludzi o podobnym do niej podejściu, a pozostali przecież nie odbiorą tego jako krytyki samego filmu, bo chodzi jedynie o ten jego aspekt, którego odbiór zależy od osoby.

banta

Dziękuję;)

banta

Masz sporo racji. Absolutnie nie atakuje założycielki tematu,ani nie każe zmieniac jej własnej wrażliwości czy poglądów. Może nie ująłem wszystkiego jak chciałem,ale przede wszystkim zarzut moj był kierowany do tego, że skoro od tego filmu doskwiera jej podejscie Tarantino, to coś jest nie halo, bo w "Bekartach..." urazić w ten sam sposób można było nie trzy czy cztery rodziny,ale grube miliony rodzin...

Problem tych wrażliwych z tematu - bez złośliwości - polega na tym, że traktują ten film stricte o Tate, tak jak niektórzy traktowali "Bekartów.." filmem stricte o Hitlerze... A tak nie jest. To nie jest film o Tate,tak jak tamten nie był o Adolfie. To dzieło o epoce, hołd z róznymi wstawkami z tej ery, tak samo jak i z jej ikonami. Sharon nie ma tu fabularnej roli, ten film nie zaczyna sie,nie idzie i nie prowadzi do jej morderstwa,mimo że na pierwszy rzut oka może sie tak wydawać. Jest tylko zaczerpnieciem, dodatkiem i jakąś wizją reżysera. QT przedstawil ją pogodnie,słodko i anielsko, nawet można powiedzieć epizodycznie + wytarł podłoge hipisami z sekty, nie łącząc, nie profanując samego mordu - i wszystko. Nie widze tam nic takiego,żeby robić z tego takie żale. Tarantino jest kontrowersyjny, ma swój styl, którego nie zmienia pod naporem..nikogo - i można to akceptować lub nie. Jeśli przekroczyłby granice w sposob wychodzący poza tolerowane przeze mnie wskaźniki, to sam bym go zbeształ. W tym wypadku nie bronie im odczuwac inaczej, ale skoro to forum to też mam prawo skonfrontować swoje spostrzeżenia z tymi - w moim mniemaniu - przewrażliwionymi. Ale oczywiscie. Po mimo różnych opinii postaram sie uszanować czyjeś odczucia. Jeśli ten film kogoś razi to niech i tak bedzie. Ja przedstawiłem swój punkt widzenia. Tyle.

"Wielu młodszych ludzi pozna historie dzieki temu filmowi."

Tu nie miałem na myśli leniwych, patrzących zero-jedynkowo widzów bez własnego rozumu. Miałem na mysli tych, których ten film zachęci do zgłebiania wiedzy samemu, zapoznania sie bliżej z historią tej makabry. Nazwisko Tarantino może w tym pomóc. To było przesłaniem.

ocenił(a) film na 9
banta

Tak tylko z ciekawości: mogłabyś przytoczyć źródła tego braku akceptacji ze strony rodziny Tate? bo czytałem tylko wypowiedzi jej siostry, z których wynikało, że wprawdzie sama wyobrażałaby sobie inny film o siostrze, ale z dużym uznaniem i szacunkiem wypowiadała się o QT ("Quentin Tarantino was the first to come to the family members and speak to them, and take our feelings and knowledge into consideration [...] He did due dilligence and for that reason, I commend him").
Obecna żona Polańskiego doprecyzowała, o co jej chodzi: o hipokryzję Hollywood, które zarabia na tragedii jej męża, choć jego samego potępiło i wygnało. Czyli o pieniądze :) O samym filmie powiedziała zaś, że jest dobry.
Polański oficjalnego stanowiska nie zajął, QT wspomina jednak, że przekazał mu poprzez wspólnego przyjaciela scenariusz (czy streszczenie, nie pamiętam) i że reakcją Polańskiego było mniej więcej:" Po prostu ciekawiło mnie, co on z tego zrobi. Ale jest dobrze". Dlatego będę wdzięczny również za źródła odsyłające do reakcji rodziny Tate w tej kwestii.

ciemniak

Tak, muszę tu wyjaśnić, że pisałam o opiniach z maja, kiedy o tym czytałam. Wtedy siostra była bardziej zdystansowana, teraz rzeczywiście chwali aktorstwo, zakończenia nie komentuje, ale może przez spoilery (?). Tylko, że ona była poproszona o konsultacje. Drugiej siostry wypowiedzi i dalszej rodziny nigdzie nie znalazłam. Nie znalazłam też wypowiedzi, na którą się powołujesz, jakoby Seiger nazwała film dobrym. Według Wprost, nazwała koncepcję niepokojącą i była mocno krytyczna. Przed premierą, ale znając scenariusz. Polański nie udzielił wypowiedzi, choć QT twierdzi, że ktoś mu powiedział... to nie jest opinia. Słowem poprawiam się rodzina, za wyjątkiem jednej z sióstr, która pochwaliła ogółem film, zachowała dystans i pełne milczenie. Można je różnie interpretować, niekoniecznie jako dezaprobatę, ale też nie entuzjazm. Może czas na wypowiedzi jeszcze przyjdzie, jak na jakąś trafię to podlinkuję (obiecuję, niezależnie jakie).
Skrajnie krytyczna była tylko córka Bruce'a Lee. Ale to inny temat.

ocenił(a) film na 9
banta

Dzięki!
Co do słów Seigner, to tak zostały one przełożone na angielski w internetowym wydaniu "Vanity Fair" (29 maja 2019):
“A little explanation because I understand that people don’t understand my point-of-view. I am not criticizing the film. I am just saying that it doesn’t bother them [in Hollywood] to make a film about Roman and his tragic story, and make money with it . . . while at the same time they have made him a pariah,” she wrote. “And all without consulting him of course. Let’s judge the film as a good one, but the idea is this is bothersome.”

ocenił(a) film na 6
mateos8

To samo zrobił w "Bekartach" - no właśnie, z tym mam największy problem, od artysty oczekuję, że nie będzie robił autoplagiatów. A tu po raz trzeci identyczny twist.

pan_dziejaszek

A czemu traktować to jako autoplagiat? Ja to bardziej traktuje jako własny wyrobiony styl, a nawet znak rozpoznawczy. Wielu tak robi - i to wielkich. Nawet moi ulubieni czołowi reżyserzy - tacy jak Scorsese czy rodak Koterski robią filmy na własnej nucie ze znakiem własnym, powtarzając wiele motywów permanentnie i tak samo, a jednak każdy ich film wydaje sie inny ale też i tak samo wielki, pomimo tego,że często i gęsto ważnym elementem nastepnego i jeszcze kolejnego filmu jest ten sam mianownik. Czy "Kasyno" to Twoim zdaniem autoplagiat "Chłopców z ferajny"? Czy może "Dzień świra" to autoplagiat "Nic Śmiesznego"? Bo moim zdaniem to nie są autoplagiaty ale wielkie dzieła z wizytówką danego reżysera.

ocenił(a) film na 6
mateos8

Na "Kasynie" i "Dniu świra" nie ziewałem - taka podstawowa różnica.

pan_dziejaszek

Ale co to ma do rzeczy? Ja pisze o Twoim zarzucie odnosnie autoplagiatów. Gust to odrębna sprawa. Quentin ma w swoim arsenale znaki szczegolne i tyle.

ocenił(a) film na 6
mateos8

Dobra, mogę cofnąć swój zarzut o autoplagiat, to zresztą dość płynna granica. Może po prostu jestem jeszcze nieprzyzwyczajony do stosunkowo nowego w twórczości Tarantino "znaku szczególnego" pt. "nie mam pomysłów, więc może wezmę znowu jakąś znaną historię oprawcy-ofiary i pokażę jak w mojej wersji oprawcy zbierają baty" (tak ja to widzę oczami wyobraźni). Żydzi, czarni, Sharon Tate, kto następny?

ocenił(a) film na 5
mmadzisia

dokładnie to napisałem kilka miesięcy temu, co spowodowała prawdziwą lawinę komentarzy absurdalnych pod moim adresem..

mmadzisia

Tarantino po prostu pokazał swoje prawdziwe oblicze - człowieka do szpiku zepsutego, pozbawionego uczuć oraz jakichkolwiek wyższych wartości, które nie pozwoliłby na tak bezczelne i ostentacyjne wykorzystanie ludzkiej tragedii. Wszystko byłoby okej, gdyby nie rozdeptał swoimi upapranymi buciorami pamięci o ofiarach tej makabrycznej (i wcale nie tak zamierzchłej, jak mogłoby się wydawać) zbrodni. Z uśmiechem i szaleństwem w oczach wykonał wirtuozerski taniec na grobach, czego nigdy mu nie wybaczę. Ale przecież to TARANTINO, więc gawiedź z pewnością będzie urzeczona. Nie spodziewałem się, że jakakolwiek produkcja może we mnie tak uderzyć. Do tego cała plejada aktorów, których tak bardzo ceniłem... Trudno mi się z tym pogodzić, bo w pewnym sensie czuję się oszukany przez tę całą zgraję z Hollywood. Ten obraz (z moralnego punktu widzenia) jest dla mnie kwintesencją obrzydliwości.

użytkownik usunięty
wurtz

Obraz pozwala na ukazanie alternatywnych wydarzeń. To fikcja. Nikt nie wyśmiewa tej tragedii. Jak dla mnie jest to hołd ofiarom, bo tak się to powinno skończyć - szumowiny od Mansona powinny zostać wgniecione w ziemie i spalone.

Wybacz dosadną szczerość, ale ten rodzaj dialektyki raczej nie przystoi człowiekowi rozumnemu - zwłaszcza, jeśli jest dorosły (w tym przypadku tej pewności mieć nie mogę). Tak czy inaczej, z tak infantylnym poziomem rozumowania nie mam ochoty nawet dyskutować.

użytkownik usunięty
wurtz

Jak sobie życzysz, ale w tej chwili to ty ukazujesz swój poziom w złym świetle.

Infantylny poziom rozumowania? Dlaczego, bo odróżniam obraz wypełniony fikcją której podstawy sięgają aktualnych wydarzeń - ale dalej fikcją, od filmów, które mają wiernie rekonstruować wydarzenia?

"Pewnego Razu w... Hollywood" należy właśnie do tej pierwszej grupy tworów. Tarantino nie obiecywał rzeczywistej wersji wydarzeń w swoim filmie. Ma prawo przedstawić je tak, jak chciał. To nie jest żaden "taniec na grobach", Tate i reszta nie zostali ukazani w złym świetle. To, co stało się tamtego dnia - te bestialskie morderstwa nie powinny mieć miejsca i wszyscy to wiedzą. Dlaczego zatem nie można nakręcić alternatywnej wersji, która właśnie pokazuje jak to się powinno skończyć?

Bliscy wszystkich ofiar tamtych zbrodni z pewnością do dziś przeklinają tamte wydarzenia. Mogąc zobaczyć ich pozytywne zakończenie na tym filmie, na pewno przyniesie im choć trochę ukojenia, małą iskierkę szczęścia mimo bycia po prostu fikcją. To jest dalekie od wykorzystywania tragedii w celu zarobkowym.

Gdybym ja stracił w ten sposób żonę czy dziecko i mógł potem zobaczyć w głupim filmie, że przeżyli -miałbym łzy w oczach, ze szczęścia. Chociaż przez chwilę.

Nie każdego cieszy zemsta. Zemsta była motywem działania Mansona. Nie każdego ucieszy alternatywna wersja, rodziny NIE ucieszyła. Chyba mocno przeceniasz magię kina. Owszem może starych fanów Tate mogło to jak sugerujesz pocieszyć, ale nie powołuj się na rodzinę, bo ta jasno wyraziła swój niesmak.
Nie dziwię się, że zarzucono ci infantylność, bo twoje wyobrażenie o utracie żony bardzo nią trąci. Ale może po prostu masz inną wrażliwość, może lubisz fantazjować, nie wiem. Filmu nie skreślam, ale nie dziwię się także tym którym nie przypadł do gustu. To był ryzykowny temat i wiadomo było, że Tarantino nie zrezygnuje ze swojego stylu. Taki artysta.

użytkownik usunięty
banta

W sprawie rodziny - zwracam honor.
Przedstawiłem swój punkt widzenia. Mnie by to ucieszyło. Nie zemsta, oczywiście, a zobaczenie ukochanej na ekranie, która przeżyła.

Cóż, inna wrażliwość, lubię fantazjować. Oczywiście nie mam nic przeciwko ludziom, którym takie rozwiązanie się nie podoba, ale nazywanie tego brakiem szacunku czy tańcem na grobach to przesada.
Ale cóż, nie mogę dyskutować w tym temacie, jestem infantylny. Guess i'll die.

Samo zobaczenie aktorki na ekranie podobno siostrę ucieszyło (reszta rodziny chyba zignorowała film, ale nie wiem napewno) ale zobaczenie innej wersji, gdzie przeżywa wywołuje raczej z zasady więcej bólu i poczucia niesprawiedliwości niż radość. Szczerze nie spodziewałam się tego. Myślałam, że zbrodnia będzie epizodem o którym wspomną, może pokażą, ale taka koncepcja choć wtórna u Tarantino i tak zaskoczyła.

Spróbuję - mimo wcześniejszych zapowiedzi - ubrać moją opinię w inne słowa, żebyś lepiej zrozumiał mój punkt widzenia oraz wrażliwość, jaką kieruję się w ocenie tak przedstawionej wersji zdarzeń. Sięgnę na moment po beletrystykę, której autorzy - zwłaszcza w nurcie amerykańskiego postmodernizmu - często stosowali zbieg fikcji oraz faktu w fabularnej mozaice charakteryzującej ten rodzaj literatury. Chyba najbardziej znamiennym dziełem są tu "Podziemia" Dona DeLillo, którego jestem wielkim miłośnikiem. Z założenia nie widzę więc nic złego w koncepcji takiej przeplatanki - wręcz przeciwnie; często zmusza ona do pogłębionej refleksji i porusza wyobraźnię odbiorcy.

Twoje rozumowanie nazwałem infantylnym po zdaniu: "Jak dla mnie jest to hołd ofiarom, bo tak się to powinno skończyć - szumowiny od Mansona powinny zostać wgniecione w ziemie i spalone". Widocznie inaczej pojmujemy nie tylko kwestię hołdu dla ofiar, lecz także formę samych odniesień. Mówisz "powinny zostać", a ja odpowiadam: "nie zostały". Nagle mamy tu do czynienia z poważnym dysonansem, który wypacza jakiekolwiek ideały. Zwłaszcza, że sama scena walki z członkami Rodziny Mansona jest przesycona wszystkim, co - podobnie jak rzeczywista zbrodnia - nigdy nie powinno się zdarzyć i z pewnością nie koi nerwów ludzi, których dotknęła ta tragedia. Balansowanie na cienkiej granicy pomiędzy fikcją a realnym zdarzeniem (zwłaszcza tak dojmującym) wymaga nieprawdopodobnego wyczucia, którego próżno szukać u Tarantino. W miejsce prawdziwej zbrodni wsadził po prostu niedorzeczną jatkę z pierwszych części Mortal Kombat, absurdalną krew i zwyrodniałą brutalność okraszoną nieco komiczną aurą; rozrywkowym klimatem oraz gadżetami z groteskowych fantazji o superbohaterach. Czy to naprawdę w Twoich oczach jest godny i przyzwoity "hołd dla ofiar"? Jeśli tak, to znaczy tylko tyle, że struktura naszych wartości jest zgoła odmienna. Nie mam nic przeciwko brutalności, jaką ukazuje w swoich filmach Tarantino (można ją akceptować lub nie), ale z pewnością nie jest to kontekst, czas i miejsce na tego rodzaju wygłupy, bo na tym świecie wciąż istnieją ludzie, dla których zamordowanie tych pięciu osób pozostawiło znamiona traumy, z jaką będą musieli żyć do końca swoich dni. I tego nie da się ugładzić przyśpiewką o reżyserskiej fikcji, bo to kwestia prawdziwego mordu, śmierci, bezpowrotnej straty i wciąż nieostygłej pamięci.

wurtz

Mnie zastanawia sama ta koncepcja reżyserska. Zmienianie historii. Tarantino zaproponował to w wielu filmach z różnym skutkiem, a pewnym nowym wcieleniem tego sposobu myślenia w świecie filmowym jest dodawanie np. ciemnoskórych bohaterów w wiktoriańskich filmach. Tarantino bardziej prowokuje niż próbuje stworzyć nową pamięć historyczną czy kieruje się ideą ale nie ucieka od tego. I tu jest ciekawe pytanie o stosunek do całości tego zjawiska. Czy należy je akceptować czy trzymać się faktów, kiedy film jest historyczny? Jaka jest granica zgodności z faktami? Co z filmami, które są mocno osadzone w historii, a jednak fikcyjne? Co reżyser może zmieniać a czego nie powinien? Czy jakaś intencja może to usprawiedliwiać czy nie? No i w końcu czy rzeczywiście sztuczne poprawianie historycznej pamięci lub też odgrywanie się na przeszłości poprzez sztukę faktycznie przynosi efekt? Czy przykładowo ofiara holokaustu odczuwa satysfakcję oglądając Bękarty Wojny. Czy ciemnoskóra osoba oglądająca "Dumę i uprzedzenie" z czarnoskórym Darcym utożsami się z historią, czy też poczuje niesprawiedliwość, że fałszuje się fakty, kiedy "prawdziwy" Darcy żyłby z wyzysku takich jak on. Trochę tak jakby nakręcić film o Polakach podbijających Niemcy i panujących nad nimi. Albo film o chłopie pańszczyźnianym, który zostaje zatrudniony jako kanclerz królewski. Generalnie zjawisko alternatywnej historii nie jest nowe, ale zwykle odnosiło się do czasów obecnych, więc była wyraźna linia różnicująca, wyraźne SF. To jest coś innego. Na koniec dodam, ze w tym filmie taki obrót spraw to dla mnie pomyłka o tyle, że może wywoływać poczucie, że "tak się nie musiało stać, gdyby cud się wydarzyl" a w rzeczywistości nikt nie był w stanie przewidzieć tej zbrodni, ani się obronić (ze względu na ogromną determinację zbrodniarzy).

wurtz

Zgadzam się całkowicie. Na dodatek jak dla mnie również wyśmiał Tate.

JLaw

Naprawdę wyśmiał? Zupełnie tak tego nie odebrałam, a to już któryś z kolei komentarz o takiej treści... Odnoszę wrażenie, że niektórzy chcieliby ją zobaczyć jako ponurą męczennicę. A Tarantino zamiast tego pokazał młodą, piękną, szczęśliwą i zakochaną dziewczynę, patrzącą z optymizmem w przyszłość. Scena, w której Sharon ogląda na ekranie samą siebie, ciesząc się jak dziecko z pozytywnej reakcji widzów, bardzo mi zapadła w pamięć. Czytałam też gdzieś, że Tarantino zrobił z niej imprezowiczkę, którą wcale nie była... Ale ja zapamiętałam z tego filmu jedną imprezę (w rezydencji Hugh Hefnera bodajże). Więc gdzie to wyśmianie? W scenach pełnego radości tańca? Albo szaleńczej jazdy samochodem z rozwianymi włosami? Albo kupowania dla męża książki w antykwariacie? Dla mnie to apoteoza młodości, a nie zakpienie z kogokolwiek. Czy to, że dziewczyna w rzeczywistości zginęła tragicznie, ma oznaczać, że wcześniej nie bawiła się, jak każda osoba w jej wieku? Zakończenie było dla mnie niesamowicie wzruszające, bo odniosłam wrażenie, że Tarantino chciał chociaż w filmie podarować Sharon Tate to, co odebrali jej mordercy - szczęśliwe macierzyństwo, miłość i dlugie życie... Przykre, że niektórzy widzą w tym wyśmianie jej postaci. No ale ile ludzi, tyle opinii.

ocenił(a) film na 9
mrs_robinson

Dzięki, Mrs Robinson. Bo już się zaczynałem zastanawiać, czy oglądałem jakiś inny film albo inna wersję :)

ocenił(a) film na 9
wurtz

Dotykamy tutaj kwestii bardzo subiektywnych, dotyczących estetyki, psychologii, a nawet neurologii czy neurobiologii, uwarunkowań społecznych itd. Mówiąc krótko: gustu :) Co wolno sztuce, co wolno twórcy. Czy wolność artystyczna powinna kończyć się tam, gdzie wyrządza się ból/smutek/cierpienie innemu, czy powinna to przekraczać. I w imię czego. Jaki jest bilans strat i zysków i czy w ogóle da się to zmierzyć. Czy uczucia da się obrazić, a jeśli tak, to czy rozstrzygać o tym należy dyskursywnie, czy sądowo. Itd.
Podobnie jak część tu piszących, nie uważam, bu QT cokolwiek czy kogokolwiek sprofanował albo zrobił farsę z czyjejś tragedii. Nie odebrałem wątku Tate jako tańczenia brudnymi buciorami na jej i innych ofiar grobie. Przeciwnie, uważam, że jej postać została pokazana z czułością i szacunkiem (Tarantino w wywiadzie: "I did a lot research on Sharon and became very enamored of her"). I z dużą klasą, właściwie z miłością. Tak jakby ona była kinem, które w jednej ze scen przegląda się samo w sobie - dosłownie, i nawet w dwójnasób . W moim odbiorze Tarantino zrobił z Tate to, co Bułhakow z Mistrzem i Małgorzatą na zakończenie swojej powieści. Unieśmiertelnił ją w (staro)hollywoodzkim śnie i razem z nim.
Tu dochodzimy do sedna: decyzji i odpowiedzialności reżysera za dzieło. QT mógł pójść w realizm, odtworzyć szlachtowanie ciężarnej, może nawet zakończyć całość puentą, morałem. Albo raz jeszcze skorzystać z terapeutycznej i przekształcającej mocy kina. Wybrał, co w jego przypadku raczej nie dziwi, to drugie. Manson pozostał gdzieś na ulicach Hollywoodu jako żałosna, wiecznie snująca się nocą zjawa. I niech tam zostanie, choćby w kinie. Za tą bramą rezydencji, która oddziela świat filmu od tego, co było czy jest "naprawdę". Bo kiedy w kinie zaświeci się światło, znów sobie przypomnimy, że za chwilę znów znajdziemy się za tą bramą i na tej samej ulicy. A Mistrz i Małgorzata (tak, wiem, to tylko postacie literackie) nie żyją.

ocenił(a) film na 8

Dokładnie w ten sam sposób odbieram ten film. Tarantino pokazał, jak chciałby, aby ta noc się skończyła.

wurtz

Tez zastanawiałam się, co by było gdyby nie był to film sygnowany Tarantino.

mmadzisia

Kurczę aż tak źle, jestem rozczarowana. Z tego co czytałam to młodsza siostra Tate, Debra konsultowała się z Tarantino a nawet z seansu wyszła ze łzawi w oczach chwaląc Robbie, więc...

mmadzisia

Ty tak serio? Empatia? Tabu? Mieliby nie kręcić filmów na podstawie tragedii, które miały miejsce w rzeczywistości? Toż nie powstałaby co najmniej połowa filmów, w tym te najlepsze. Miałyby nie powstać takie filmy jak "Z zimną krwią", "Samotne serca","Zodiak" i wiele innych, bo pokazywanie tych historii uwłacza ofiarom? Nie powinno się też kręcić filmów o seryjnych mordercach: o Zodiaku, Tedzie Bundym, Czekatile, Kubie rozpruwaczu...wszak nie da się opowiedzieć ich historii bez pokazania zabójstw, które popełnili. Przecież za tym wszystkim kryją się ludzkie tragedie, a czyż ofiarom tych tragedii należy się mniejszy szacunek jedynie z tego powodu, że nie były tak znane i sławne jak Sharon Tate?
Miałaś podobny niesmak oglądając "Z piekła rodem"? Jeśli nie ten, to na pewno widziałaś mnóstwo innych filmów nakręconych na podstawie autentycznych tragedii ludzkich.
A może kluczem do twojej traumy jest po prostu polski wątek? No bo Polański, Polak został skrzywdzony, więc to tragedia zasługująca na wyjątkowe względy? Bo tragedie innych są mniej ważne i nie muszą być tematem tabu. Tak jak polscy "turyści", trzy, czy cztery lata temu pląsający wesoło na lotnisku w Tunezji na drugi dzień po krwawych zamachach, w których zginęło niemal 40 ludzi. Ale nie było wśród nich Polaków, więc to tak jakby nic się nie stało...Mało kto o tym słyszał, a jeszcze mniej pamięta. Co innego, gdyby sytuacja była odwrotna, to zagraniczni turyści bawiliby się beztrosko na polskim lotnisku w czasie żałoby narodowej, żeby jeszcze bardziej uwydatnić przykład, powiedzmy, że byliby to Rosjanie ;-) Ileż osób poczułoby się urażonych i zniesmaczonych...

eltoro10000

Tak zupełnie serio, bez zadęcia i bez polskich wątków źle poczułam się patrząc na pastisz na ekranie i świetnie bawiących się ludzi. Było mi jakoś przykro- na tyle ze chciałam to z siebie wyrzucić i posłuchać innych opinii....
Jedyne wytłumaczenie jakie do tej pory akceptuje to takie, ze ta historia jest tak abstrakcyjna i okrutna, ze tylko a la Tarantino powinna się skończyć.
Nie zmienia to faktu, ze wychodząc z kina nie bawiłam się dobrze- bardzo subiektywnie!

eltoro10000

eltoro10000 przeczytaj jeszcze raz wypowiedzi, bo chyba nie wyłapałeś czym kilka osób tu się bulwersuje (ja sama mam ambiwalentny stosunek do tego, więc po części te osoby rozumiem). Nikt nie pisze, że ukazywanie dramatów ma być TABU. Natomiast co do przykładu tańczenia na lotnisku - też nie jest adekwatny, ci ludzie nie tańczyli, bo były zamachy, tylko z nieświadomości. Osoby powyżej nie są przekonane do pokazywania zmienionej i zabsurdalizowanej wersji prawdziwych zdarzeń. Nie chodzi o przemoc, ale o konwencję.

banta

Zdaje się, że to ty czegoś nie zrozumiałaś. Nie będę czytał jeszcze raz wypowiedzi kilku osób, bo nie czytałem ich ani razu. Przeczytałem jedynie post mmadzisia i na niego odpowiedziałem. Co do Januszy cebulaków na lotnisku - nie pisałem, że tańczyli ze względu na zamachy, tylko mimo tego, że cały kraj pogrążony był w smutku i żałobie, a oni nie potrafili tego uszanować. Nieświadomi zamachu nie byli, nawet takie prymitywy nie mogli o czymś takim nie słyszeć, co zresztą wynika z filmów, które nietrudno znaleźć w sieci. Choćby tu: https://video.wp.pl/i,polnadzy-polscy-turysci-tancza-na-lotnisku-po-zamachu-w-tu nezji,mid,1730132,cid,4051,klip.html
Po prostu mieli to w d..., bo "u nich było bezpiecznie..."

eltoro10000

Tak, ale to nie ma nic kompletnie wspólnego z filmem. Nie ma analogii między tymi dwoma historiami (reinterpretacją tragedii Tate przez reżysera, który byćmoże poznał ją osobiście, a co najmniej zna jej krąg osób oraz bawieniu się obcych ludzi na wakacjach gdzie ktoś inny, przeżył niezależną od nich tragedię). Ci ludzie nie bawili się cudzą tragedią tylko pomimo niej, po prostu ignorancja, głupota. Tu jest pytanie o to jaką intencję miał Tarantino. Bo napewno nad tym myślał. Celowo sięgną po to wydarzenie. Rozumiem, że to na lotnisku to było chyba coś co tobą wstrząsnęło, że można być tak nieczułym na cudzy ból, to się chwali i masz rację ale analogią do niego to był drugi koncert tej gwiazdy pop co na jej koncercie zabito ludzi (zachowanie ludzi bardziej niż pomysł).

ocenił(a) film na 6
mmadzisia

mam mieszane uczucia bo ostatnia scena spowodowala ze poczulem sie ... lepiej, ktos (Tarantino) "pomscil" biedna ciezarna kobiete ktora zabito w bestialski sposob.
Co do wykorzystania historii Polanskiego i Tate tez czulem lekki niesmak.
Opowiesc z "Bekartow" zgoda wykorzystano podobny schemat zemsta na nazistach - to bylo dawno nie wiazala sie z tym tragiczna historia.
Na koniec filmu pomyslalem "dobrze ze nie pokazal Sharon z dzieckiem na reku...." wiem wiem to byloby pojechanie po bandzie.
Ale takie mialem odczucia po seansie.

ocenił(a) film na 9
mmadzisia

Ja odebrałem to zakończenie w zupełnie inny sposób, aczkolwiek jest ono bardzo szokujące i kontrowersyjne, a QT stąpał w nim po bardzo cienkim lodzie, ale uważam, że wybrnął z tego z twarzą.

Moim zdaniem to nie jest farsa z ofiar - to farsa z oprawców. I za to dla QT wielkie brawa, że odważył się to w takim sposób pokazać. Nie będę się jakoś bardzo szeroko rozpisywał, bo pisałem o tym tutaj:

https://www.filmaweb.pl/film/Pewnego+razu...+w+Hollywood-2019-804561/discussion/ Zakończenie+%28SPOILER%2C+SPOILER%2C+SPOILER%29%2C+czyli+czemu+tak%2C+a+nie+inac zej....%28i+co+autor+miał+na+myśli%29,3104661

Ale dodam tylko, że dostałem w zakończeniu coś co mną poruszyło dogłębnie dlatego, że po seansie po prostu chce się, aby ta historia skończyła się tak jak w filmie. Niestety, to tylko film, i nagle po napisach końcowych zostałem sprowadzony brutalnie na ziemię. A chciałoby się, aby ta iluzja i fikcja trwała wiecznie. I to jest to co QT zrobił doskonale - potwierdził, że rozumie na czym polega kino bardziej niż wielu innych ambitnych reżyserów.

ocenił(a) film na 8
darek_sith

Dokładnie! Lepiej bym tego nie ujęła! Ja również miałam identyczne odczucia po seansie.

mmadzisia

Ja to odebrałam zupełnie inaczej... Jestem wdzięczna Tarantino że z Sharon Tate zrobił przede wszyskim aktorkę i uroczą ososbowsc, bo do tej pory jest postrzegana głównie jako ofiarą psychopatycznych morderców.

ocenił(a) film na 8
song_of_happiness

Racja. Na innych wątkach można przeczytać, że reżyser "ośmieszył" Tate, źle ją przedstawił... No ręce opadają. Niby gdzie ją źle przedstawił? To była młoda, ciesząca się życiem dziewczyna. Przed którą otwierały się drzwi do sławy i kariery. Nie była ani świętą, ani jakąś wielką grzesznicą. Była normalna. I urocza.

mmadzisia

Kurcze, tuż po seansie też miałem taki zarzut, że Tarantino się tu powtarza po „Bękartach wojny” i w ogóle, że to trochę słabo tak „opierać film na cudzej tragedii”. Ale jednak z czasem stwierdzam, że ten rodzaj twistu pasował w „Pewnego razu...” idealnie i był bardzo błyskotliwy jako rodzaj „gry” z widzami. Bo w sumie sami bohaterowie filmu tzn. Cliff i Rick nie mieli bardzo konkretnego powodu, by mścić się na bandzie Mansona w aż tak okrutny sposób (pewnym wytłumaczeniem był wypalony papieros nasączony kwasem ;). Ale my widzowie wiemy, że Tarantino (przy lecącym w tle You keep me hangin on) wymierza w ten sposób dziejową sprawiedliwość za to co stało się w rzeczywistości, ocala Hollywood. A swoje filmy traktuje jako zupełnie odcięty od świata sposób wyrazu i dlatego fakty prezentuje po swojemu, bo może.

Sporo było tu, na swój sposób zwichrowanej, ale jednak empatii i sympatii dla Tate i Polańskiego.
Tarantino mógł obronić ich tylko z pomocą celuloidu - to chyba swego rodzaju złożony im hołd, a nie „żerowanie na tragedii”.

Jesli ktoś może czuć się naprawdę urażony to chyba głównie rodzina i przyjaciele Bruce’a Lee.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones