Z ciekawości aż sięgnąłem po książkę mojego kwiatuszka. Dobry jestem, dotrwałem do 9 rozdziału. Grey to ma być dla kobiet facet ze snów? Drogie panie, to Steele tu winna mieć wznoszone posągi. Kobieta kameleon, wieczorem dziewica obawiająca się czy potężna męskość pierwszego kochanka zmieści się w jej pochwie, by następnego dnia przekształcić się w mistrzynie głębokiego gardła z połykiem i face-fuc*ingu, z dumą obwieszczającą, że nie wie co to odruch wymiotny. Pozwolę sobie zacytować Szarego: "to było naprawdę dobre". Tak dobre, że uznałem, że nie jestem godzien tej dobroci i odłożyłem książkę. Porównawszy tych kilkadziesiąt stron z pierwszymi 45 minutami filmu muszę stwierdzić, że film jest dużo lepszy od książki, choć poprzeczka za wysoko zawieszona nie była.