Po raz kolejny, "fenomen" książkowy staje się podstawą, słabego filmu.
Było już 30 części zmierzchu, Eragony, Hosty, Maze Runners itp itd. a teraz mamy pornusa w wersji czytanej, przerobionego na film xD.
Papierowe postaci.. fabuła skupiająca się tylko na sadomasochizmie (w zasadzie nic innego się w filmie nie dzieje). Film jest straasznie nudny, w jego oglądaniu nie pomaga kiepska (w porywach przeciętna) kinematografia (jakość w zasadzie każdego film-u na Hallmark channel). Ścieżka dźwiękowa również nie porywa. Słabej fabule towarzysz brak jakikolwiek wartości jeżeli chodzi o sztukę filmową.
Totalny badziew, który spodoba się młodym kobietom bo celuje w ich fantazje o bogatym, gotowym do eksperymentów, zagubionym, skrzywdzonym przez los przystojniaku którego mogą dzięki "potędze miłości" naprowadzić na właściwą drogę i żyć szczęśliwie w dostatku i miłości do końca swych dni. (Niby nie ma w tym nic złego ale szkoda że prezentując tą kobiecą fantazję nie powstał lepszy film)
"Moja wewnętrzna bogini" tupie nogą i się z Tobą nie zgadza. :D A tak serio to na szczęście nie każda kobieta marzy o czymś takim... Również nie rozumiem dlaczego grafomańskie wynurzenia jakiejś pesudopisarki zostały przeniesione na ekrany. Ale cóż, hajs się musi zgadzać, a na tandetę zawsze się znajdzie popyt. Tak było i będzie.
No domyślam się że nie każda.. jednak sprzedaż książek i biletów pokazuje że spora część! No bo raczej męska część widowni jakieś wielkiej ekscytacji (jeżeli chodzi o tą opowieść) nie dozna.
Oglądnęliśmy z żoną i zostaliśmy bez słowa... chyba pierwszy raz w życiu, no już American Pie jest ciekawsze..
Jak na takie bicie piany, marketing itp - dialogi naciągane, nudne, na siłę, ciągle oczekiwaliśmy że w końcu zacznie się coś dziać, coś się zmieni i... zaskoczył nas (na szczęście) koniec filmu - teraz jesteśmy pewni - zmarnowane 2 godziny, masakra!
Zachęcana przez grono koleżanek obejrzałam film. Zaskakujące jest to, że granice wytrzymałości osiągnęłam dopiero pod koniec, będąc cały film zajęta szukaniem sensu w tym wszystkim, powodów zachwytu i piosenek, które znam ze ścieżki dźwiękowej (swoją drogą wg. mnie jest bardzo dobra, spokojne, nastrojowe piosenki. Myślę, że gdybyś nie słuchał ich w kontekście filmu bardziej byś je docenił,a tutaj jednak obraz zaburza odbior).
Osobiście nie ruszył mnie ten film, szału nie ma. Przyznam, że polatać też bym chciała, a i kawałkiem sznurka bym nie wzgardziła, ale film dla mnie o niczym i dla nikogo.
A ilość biletów to po prostu dobry czas wyświetlania - graja wszędzie, ciągle, dużo, no i przede wszystkim Walentynki. Część par (kobiet) poszła bo chciała, część bo ktoś polecił, a część bo akurat nie było lepszego pomysłu co sprezentować drugiej połówce. A męska część widowni pewnie po cichu liczy na trochę uległości w pościeli :D
"... A męska część widowni pewnie po cichu liczy na trochę uległości w pościeli .." Bardziej dyplomatycznie będzie napisać że "Film wprowadzi odpowiedni nastrój.."
Szczerze ja w zasadzie żadnej z piosenek po wyjściu z kina nie pamiętałem.. no ale to subiektywna rzecz.
no właśnie - ja też nie kojarzę ani jednej piosenki z filmu - ponoć były "normalne" ale nie zauważyłem
w filmie się nie przebijają, ale miałam okazję słuchać płyty z muzyką z filmu jak tylko pojawiła się w sklepach i na długo zanim obejrzałam film - dlatego stwierdzam, że jest bardzo fajna. I to chyba jedna z lepszych płyt "OST" jakie miałam okazje ostatnio słuchać.
Dla każdego co innego. Widocznie kompozytor trafił w Twoje gusta.
Po za tym ja nie oceniam ścieżki dźwiękowej w sensie indywidualnych piosenek ale tego jak "działają" w filmie, chociaż pojedyncze piosenki mogą się podobać to ja zastosowałbym trochę żywszy soundtrack.. może udałoby się ożywić nudne sceny przekazywane nam przez mdłą kinematografię ale jak pisałem to subiektywna opinia.
Dobry topic :)
Nikomu nie zabraniam czytać tego czegoś. Film może i nie pokazuje wszystkiego (jak to film) ale uważam, że ten film dość dosłownie pokazuje jedną najważniejszą twarz tego Greya. On jest chory. Bo to co robi... taka forma seksu? Nieźle poj$bany ktoś to napisał. Co tu gadać? Film słaby. A całe historie życiowe tego Greya i Anastazji to jedno wielkie gufno!
A no kiepska historia i podejrzewam że na stacjach benzynowych i w kioskach w zasadzie wszędzie, można było w zasadzie identyczne "harlekiny" dostać już lata temu.
Jeżeli chodzi o jego fetysz.. to niektórych ludzi kręci jedno innych drugie więc tutaj nikogo nie oceniam. Ale jeżeli łóżkowe ekscesy tego gościa to główny motyw filmu to już lepiej sobie online jakiś pornus puścić.
Wybacz mi, ale gdybym miał możliwość to bym zamordował reżysera filmu Eragorn, ponieważ film totalnie skopano. Przekręcili, od c***a wycieli, zmienili niektóre wątki. Totalna klapa. Oczywiście książki (5) są genialne. :)
Co do filmu to Grey ma zapewne dużo wspólnego z płytką Shashy (nie wiem jak się piszę te dziwne imię i nie sprawdzę bo nie chce mieć koszmarów:P) grey :P