Znakomita węgierska psychodrama o tym, jakie zgliszcza pozostają po miłości i przywiązaniu. Tak intensywny, że nie wyobrażam sobie, aby był dłuższy, byłby nie do uniesienia. Dwie genialne kreacje aktorskie. Twarze prawie jak z marmuru, a jednocześnie poruszone, wciąż niepewne, gotowe do interakcji – bo najbliższa relacja staje się przestrzenią walki. Nie wiem, co przemawia bardziej – historia zbędności i odrzucenia czy bezkompromisowy pragmatyzm, który tak doskonale widać w lodowatym wzroku Anny Györgyi. Jedno i drugie przerażająco realne. Gdzie jakieś nominacje, gdzie nagrody? Najlepszy film, jaki widziałem w tym roku!