Cóż, obejrzałam ten film tylko ze względu na sir Hopkinsa i szczerze mówiąc trochę żałuję, może dlatego, że nie lubię filmów biograficznych. Wydawało mi się, że ta nudna jak flaki z olejem fabuła nie ma końca, że będzie się ciągnąć i ciągnąć i nic sensownego z tego nie wyniknie. Aż cud, że zcierpiałam ten film do końca, a nadodatek miałam po nim okropne samopoczucie, doprawdy jednak nie wiem, dlaczego. Ech, zmarnowałam sobie wieczór... :P