To pierwsze pytanie, jakie nasunęło mi się po seansie. Miało być o silnych babkach, a było... no właśnie, tak trochę o wszystkim i o niczym. Ale na pewno nie o twardych kobietach. Jedźmy po kolei:
Olka - oprócz tego, że maja wyglądała zjawiskowo, jej postać nie wnosiła do fabuły nic. Była słodką idiotką, na pewno nie niebezpieczną
Zuza - na początku rokowała dobrze, ale im dalej tym gorzej. Dała się omotać cukrowi i zatraciła nie tylko rozum, ale i godność.
Dereszowska - w pracy niby kobita z jajami, w domu prana przez męża. I tak przez cały film.
Bachleda - cały film wspierana przez chłopaka, pokazała pazur parę minut przed napisami, co skutkowało tym, że nie wiadomo niemal nic - jaką spółkę próbowała założyć, czy odniosła w tym sukces, czy została złapana.
Cielecka - zaniedbana i przegrana, po nieudanych próbach wyciągnięcia łapówki w pogłębiającej się depresji strzela sobie w głowę w toalecie.
Żadna z bohaterek nie wykazała się jak dla mnie ani siłą charakteru, ani wpływami, ani znaczącą rolą dla fabuły. Film zdominował cukier, który kręcił tymi dziewczynami jak chciał - tylko on był tam niebezpieczny.