Tak, przemęczyłem. Co to w ogóle miało być? Poszczególne wątki sklejone na siłę, przez co fabuła się rozłazi, jak stare portki w szwach.
Na temat gry aktorskiej nawet szkoda pisać, bo tu same, jak mówił Gajos, odtwórczynie, a nie aktorki, a płeć męska się nie popisała. Jedyna Maja Ostaszewska w pewnym stopniu ciągnie ten film ku powierzchni - oglądając z niecierpliwością czeka się na jej pojawienie - ale i Jej postać scenarzysta na końcu psuje farmazonami o planowaniu rodziny.
Tradycyjny już w polskim kinie beznadziejnej jakości dźwięk udało się jeszcze bardziej popsuć paskudną dykcją aktorów - nawet w przypadku Grabowskiego ciężko nie poddać w wątpliwość tego, że przecież jest również aktorem teatralnym.
Scena, gdzie pani w białej sukience otwiera starszemu panu gardło i później na podłodze widzimy wylaną wannę z wodą zabarwioną krwią niejednego zachęci do odejścia od ekranu celem zrobienia sobie herbaty lub zajęcia się czymś równie ciekawszym od oglądania.
Szkoda czasu.