Lubię filmy, których twórcy poruszają się na granicy kiczu. Wystarczy zbyt gruba linia dramaturgiczna, tani efekt, a przede wszystkim ciut przesadzona lub zbyt płaska gra aktorska by wyszedł z tego tani melodramat. To niesamowite jak Emma Thompson, zwłaszcza ona, i Dustin Hoffman potrafili zrobić z siebie ludzi nie atrakcyjnych, uwiarygodniając bycie starą panną i przegranym rozwodnikiem. Grają na półtonach, są za duzi albo za mali, pretensjonalnie ubrani. W pojedynkę są ciotkowaci, nieudaczni, szarzy… i dopiero jak są we dwoje zyskują inne barwy, opromieniają się wzajem, wydobywają na świat swoje marzenia, pięknieją… Czy nie w tym kryje się tajemnica miłości?