z rzekomą plejadą polskich gwiazd, która ma za zadanie ściągnąć do kina rzeszę rodaków na komedię, która komedią nie jest !

Film jest nudnawy, bardzo ckliwy, skrojony pod średnie gusta kinomanów, którzy kończąc popcorn popijany colą bekną sobie na zdrowie śmiejąc się na którejś ze scen, no bo przecież inni obok też się śmieją, więc śmiać się TRZEBA :)

Pytanie jednak czy jest z czego ? Nie, bo to nie komedia. To historia o przyjaźni ciągnąca się jak flaki z olejem, z kilkoma ( KILKOMA, NIE KILKUNASTOMA, śmiesznymi scenami ), gdzie na końcu kogoś uśmiercają, bo czemu nie ? Widz sobie popłaczę i a rusz uzna film za arcydzieło.

NIE POLECAM !!! SZKODA CZASU !!!

Miło było zobaczyć na ekranie Stelmaszczyka, a jeszcze milej ( mimo że przez minutę czasu ) Piotra Fronczewskiego. Reszta to kupa. Różdżka za zagrała Różdżkę ( w typowy dla siebie sposób ), Topa skopiował Zenka ze Złotopolskich, Zakościelny wyglądał jak bezdomny i grał jakby mu się nie chciało ( w końcu to nie jego klatę pokazali w filmie ), a no właśnie Stramowski pokazał klatę i tyle, Więdłocha z racji roli pokazała coś więcej, popłakała, poskakała, ale kreacji wielkiej nie stworzyła, bo co tu dużo mówić, jak zawsze jest bez wyrazu, w końcu wybitną aktorką to ona nie jest.