PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=8712}
7,5 169 249
ocen
7,5 10 1 169249
7,2 18
ocen krytyków
Pocahontas
powrót do forum filmu Pocahontas

Darzę "Pocahontas" ogromnym sentymentem. Była chyba jedyną pełnometrażówką Disney'a, jaką miałam na kasecie VHS. Choć nieco inaczej patrzyłam na to dzieło jako kilkulatka (i zdecydowanie nie byłam usatysfakcjonowana zakończeniem - teraz, naturalnie, patrzę na to inaczej), to film o miłości Indianki i brytyjskiego kolonisty na stałe zajął miejsce w moim sercu. I choć dorosłam, nadal kocham oglądać filmy Disney'a - również ten. ALE... Czy Disney nie powinien był poprzestać na pokazywaniu wielkich ideałów (i wielkich dzieł filmowych?). Odnoszę się do tej nieszczęsnej kontynuacji, która wszystko zniszczyła. Choć po pierwszym obejrzeniu, ze łzami w oczach, postanowiłam udawać, że tego po prostu NIE MA, to jednak nie udało mi się zapomnieć tego przykrego uczucia, że zbudowana na pięknej historii miłość z pierwszej części, w drugiej rozlatuje się jak domek z kart.
W ten weekend mogliśmy obejrzeć "Pocahontas" na Polsacie. Tak się złożyło, że równolegle, na Disney Channel, nadano drugą część, "Podróż do Nowego Świata". Jakże przykre było spojrzenie na tę dobrze mi znaną, ukochaną opowieść, by po przełączeniu kanału zobaczyć to, co zaserwowano nam w kontynuacji... Odniosłam wrażenie, jakby nawet ten nasz poczciwy, cudowny Disney pokazał nam, że czas dorosnąć i uświadomić sobie, że prawdziwa, dozgonna miłość, w którą tak długo wierzyliśmy (a przynajmniej ja wierzyłam), nie istnieje. Że wszystko się kiedyś kończy. Chciałabym też skomentować "przemianę" postaci (SPOILER dla tych, którzy nie oglądali). Wiele osób narzeka, że twórcy ukazali zarówno Pocahontas, jak i Smitha z zupełnie innej strony - Pocahontas jako zmienną, Smitha jako żądnego przygód, który zachowuje się szczeniacko, głupkowato. O ile może być w tym ziarno prawdy, o tyle mogę przyznać rację tym, którzy twierdzą, że różnice między tymi postaciami były widoczne już w jedynce - Smith miał charakter typowego obieżyświata, Pocahontas była przywiązana do swojej ziemi, nie porzuciła jej nawet, by być z Johnem. JEDNAKŻE. Czy ta "bajkowa", idealna - JEDYNA na całe życie miłość nie poradziłaby sobie z takim drobiazgiem? Przecież John powiedział: "Wolę umrzeć jutro niż żyć sto lat nie znając ciebie"! Czy nie znaczy to: "Wolę być przy tobie, w każdych warunkach, aniżeli odkryć setki nowych lądów"? A sama Pocahontas, czy sprzeniewierzając się ojcu, przyjaciółce i tradycji, by być z Johnem w I części, czy twierdząc, że będzie przy nim zawsze, gdziekolwiek się znajdą... Nie uważała go za miłość swojego życia? A jeśli tak, to czy nie rzucała tylko słów na [kolorowy] wiatr? Bo nie wyobrażam sobie jej myślącej o Smithie i tęskniącej za nim jako partnerce Johna Rolfe'a...
Wiem, że ten temat wypływał już wiele razy, ale trudno pogodzić się z takim podejściem do sprawy twórców najpiękniejszych bajek, które uczą dzieci na całym świecie najwyższych wartości. Jeśli Disney zawodzi, to kto przekona nas, że prawdziwa miłość przetrwa wszystko?
Jak zapomnieć o kontynuacji? I jak ponownie uwierzyć w tę magię pierwszej części, która teoretycznie ponadczasowa, przez drugą część może zostać odebrana jako pusty frazes?

Trochę się rozpisałam, ale krew człowieka zalewa, kiedy widzi takie rzeczy ;) "Pocahontas" to jeden z moich ulubionych filmów i nim pozostanie, choć prawdopodobnie nigdy nie obejrzę go już, nie mając przed oczami tej żałośnie lekkiej i "łatwej" sceny pożegnania na zawsze z dwójki.

annette_6

Boże, dzięki Ci, że uchroniłeś mnie przed kontynuacją boskiej "Pocahontas". :D
Jesteś chyba milionową osobą, która mówi, jak bardzo ta 2 część ją zawiodła, a ja chwalę Pana za tę błogą nieświadomość :P
A tak powaznie, to chciałam się odnieść do: " Czy ta "bajkowa", idealna - JEDYNA na całe życie miłość nie poradziłaby sobie z takim drobiazgiem? Przecież John powiedział: "Wolę umrzeć jutro niż żyć sto lat nie znając ciebie"! Czy nie znaczy to: "Wolę być przy tobie, w każdych warunkach, aniżeli odkryć setki nowych lądów"? A sama Pocahontas, czy sprzeniewierzając się ojcu, przyjaciółce i tradycji, by być z Johnem w I części, czy twierdząc, że będzie przy nim zawsze, gdziekolwiek się znajdą... Nie uważała go za miłość swojego życia? A jeśli tak, to czy nie rzucała tylko słów na [kolorowy] wiatr?"
Otóż, biorąc pod uwagę, iż nie oglądałam drugiej części, jednakże orientuję się, że się rozstają... bla bla... Po pierwsze chcę powiedzieć: John jest/był tylko facetem, a takowi mają już w swojej naturze, kiedy mają przed sobą piękną kobietę, dziką i nieokrzesaną, która odwzajemnia ich uczucia, deklarować jej różne obietnice i cudowne słowa, więc nim bym się za bardzo nie przejmowała, jaka to ogromna miłość nie była. Co do naszej pięknej indianki, "sprzeniewierzając się ojcu, przyjaciółce i tradycji" nie tylko chciała być z Johnem ale przede wszystkim (moim zdaniem) chciała udowodnić, że wojna nie jest konieczna i nienawiścią nic się nie rozwiąże, chciała zmian, więc sama musiała je jakoś wprowadzić (sprzeciwiając się ojcu), chciała pokazać, że pomimo swojej niesfornej i dzikiej natury jest mądrą ("ponad swój wiek" :D) i inteligentną kobietą. Gdyby nie to, nie doszłoby do tej genialnej kulminacyjnej sceny odratowania Smitha...
Kocham Pocahontas od małego, też miałam ją na kasecie video i oglądałam na przemian z Królem Lwem (przez co chyba podświadomie kieruje się teraz w życiu wartościami z tych bajek) :D i sama też bym myślała o tej cudnej miłości gdybym nie obejrzała tej bajki po dłuuugiej przerwie (tak, też na polsacie :D) i nie przeczytała Twojego wpisu, nie zastanowiła się nad tym i... nie wysnuła właśnie tych wniosków. I kiedy czytam: "...mogę przyznać rację tym, którzy twierdzą, że różnice między tymi postaciami były widoczne już w jedynce - Smith miał charakter typowego obieżyświata, Pocahontas była przywiązana do swojej ziemi, nie porzuciła jej nawet, by być z Johnem." krzyczę: no właśnie! on typowy twardziel, facet, a ona dzika zdecydowana buntowniczka. Czuć, że do siebie nie pasują, jednak miłość robi swoje. W prawdziwym życiu jest tak samo. I tak samo się kończy:P to zaboli ale niestety, po pierwszych fascynacjach, namiętnościach, nierozerwalnych więzi, wychodzą takie buty jak: on po sobie nie sprząta, ona nie lubi moich kumpli... i od tego się zaczyna. Nic więc dziwnego, że się rozstali, po prostu do siebie nie pasowali. I być może dzięki Bogu :D
Katować się z kimś, kto Cię wkurza, tylko po to, żeby duże już dziewczynki nadal wierzyły w tę "idealną miłość"?
Nie dziwię się Pocahontas... XD

ocenił(a) film na 9
wstawka

Wstawka - gdyby patrzeć na to wszystko realistycznie, to oczywiście masz rację. Nie zapominajmy jednak, że "Pocahontas" to bajka. Aby przekonać się, jak wygląda pełna zawodów i rozczarowań rzeczywistość, wystarczy sięgnąć po jakiś inny film, albo po prostu przeżyć trochę lat na tym świecie ;) Wiele bajek Disney'a zapewne zakończyłoby się zgoła inaczej, gdyby twórcy nie stawiali na optymizm i wiarę w wartości... A czy rzeczywiście tego byśmy chcieli? No a pomijając już sam przekaz, pozostaje jeszcze kwestia sentymentu z dzieciństwa. Bo większość fanów Pocahontas widziała tę animację w dzieciństwie, które w pewnym sensie jest - powinno być - "świętością" :) Pocahontas i John Smith należą do tych par, które stały się niejako symbolami miłości, bo dzięki nim wielu po raz pierwszy takie uczucie ujrzało.
A jeśli twórcy chcieli usilnie trzymać się faktów - lub też wymyślić dla Pocahontas kogoś "bardziej do niej pasującego charakterem" - to mogli, kurde, pomyśleć o tym wcześniej! I w jedynce zrobić ze Smitha jedynie jej przyjaciela, na przykład! (no tak, trochę by to położyło historię ;P Ale wiadomo, co mam na myśli)
Cuda się (podobno) zdarzają. I Disney, orędownik wiary, nadziei i wiecznej (?) miłości, powinien przemyśleć niektóre ze swoich kroków, tak co najmniej z piętnaście razy. Swoją drogą, ciekawa jestem "Dzwonnika z Notre Dame 2", który (jak sądzę po wypowiedziach na forach) też "skalał pamięć" pierwszej części, a z którym jeszcze nie miałam do czynienia.

annette_6

No tak, duzo z nas by tak chciało, ale ułożyło się inaczej (ale tylko w 2 cz! wiec tak naprawde, Ci którzy jej nie oglądali mogą nadal cieszyć się miłością!)... Drugie części i wogóle kontynuacje filmów (zwłaszcza bajek) są co najmniej o połowę gorsze... Brawa dla tych, którzy pomimo oczywistego zysku nie robią "dwójek". Mnie samą zawiodło tak wieeeele obejrzanych kontynuacji. No niestety. Co zrobić:P

ocenił(a) film na 10
annette_6

Też oglądałam druga część. okazała się być ona marną kontynuacją światowego przeboju, nie tylko wśród dzieci, ale i dorosłych. "Pocahontas" - piękna i wzruszająca historia o miłości dwojga, zupełnie innych ludzi oraz o wzajemnym szacunku, o który dziś tak trudno. Gdy ostatnio obejrzałam Pocahontas, znów przypomniałam sobie, jak to jest być dzieckiem, kiedy się było małym, kiedy wszystko było o wiele prostsze. w Pocahontas najbardziej doceniam zakończenie. Tak jak i ty, w dzieciństwie nie mogła zrozumieć: dlaczego tak, a nie inaczej? Teraz jeszcze bardziej rozumiem piękno i poświęcenie ukazane w tej historii. uważam, że dzięki temu ta opowieść staje się czymś ponad czasowym.

a jeśli chodzi o miłość, tę jedyną i na zawsze - to samo życie udowadnia, że tak właśnie jest i to od nas zależy, czy będziemy w to wierzyć, czy wręcz odwrotnie. Nie mam problemu z tym, że obejrzałam II część. Pamiętam jedynie o pierwszej. za każdym razem, gdy go oglądam tę bajkę, czuję wzruszenie i podziw dla twórców, i chyba już nic tego nie ziemi :)

a, i jeszcze jedno! muzyka, nie byłabym sobą, gdybym o niej nie wspomniała :) Alan Menken przeszedł samego siebie, muzyka w tej animacji staje się odrębnym bohaterem, równie ważnym (o ile nie najważniejszym) co inni.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones