Gdy przed obejrzeniem widziałem nagłówki komentarzy byłem zachwycony że znalazłem fajny film. Niestety po seansie muszę się wycofać z tych słów.
Sorry, ale ten film aż kipiał "amerykańskością" dlatego:
Gdy zbliżał się punkt kulminacyjny, a główny bohater powiedział "zaraz mnie uratują" wiedziałem NA BANK że zginie.
I cały ten misterny plan budowania napięcia przed 90 min idzie jak krew w piach!
Potem na szybko wystarczyło połączyć wątki i już wiadomo było, że odnajdą innego amerykanina. Akurat nie wiem czemu właśnie tego Whit'a, ale to mało istotne...
Niestety ale gdyby nie zakończenie dałbym dobrą ósemkę.