Dopiero skończyłam oglądać i muszę przyznać, że chociaż arcydzieło kinematografii to nie
było, to też nie mam mu wiele do zarzucenia.
Widziałam, że sporo Filmwebowców zwróciło uwagę na trochę komiczne niedociągnięcia
(infinity tlenu, zapalniczki i komórki). Uważam, że jeśli wziąć pod uwagę, że cała sytuacja
ukazana w filmie graniczy z absurdem (coś jak w postmodernistycznej sztuce teatralnej),
można spokojnie przymknąć oko na te rzeczy. Scena z wężem była faktycznie niepotrzebna i
trochę popsuła ten klimat, który tak właściwie był najważniejszą rzeczą w filmie - bo wydaje
mi się, że to właśnie ten dramatyzm sytuacji małego człowieczka w cieniu wielkiego
rządowego molocha był tu tym, na czym widz powinien był się skupić.
Ocenę daję 7/10
Minus za te nieszczęsne niedoróbki - i węża ;)
Plus za klimat i zakończenie (spodziewałam się jakiegoś zaskakującego zwrotu akcji, a tu
dostaliśmy brutalną prawdę).