Nicole dla mnie była zniewalająca, Zac Efron zaskakująco dobry. Oglądając, czułam żar lejacy się z
ekranu, duchotę. Ale tą aurę psuła fabuła, której w zasadzie nie było. Bo o czym byłe ten film?
To prawda, w filmie Pana Danielsa da się wyczuć braki czy też słabości dotyczące głównego wątku i nie mam tu na myśli dziur faktograficznych czy nieprzystających do siebie elementów głównej historii, chodzi mi raczej o rodzaj pomieszania, braku wyrazistości. Ta przypadłość filmu jak można domniemywać może wynikać z tego co miało być jego siłą a mianowicie obsady. Doskonałe kreacje aktorskie i chyba po trosze a może przede wszystkim swoisty rodzaj kreowania poszczególnych scen, momentami sprawiających wrażenie jak by były tworzone jako osobne, pozbawione tego całego fabularnego kontekstu kompletne etiudy, wywołuje wrażenie niespójności i braku dynamiki.
Zapadła mi też w pamięć jedna z ostatnich krwawych scen, Panowie producenci najwyraźniej poskąpili środków na dobrą ekipę fx, dramaturgiczna maczeta i sos tabasco nie wypadły najlepiej, nóż do filetowania aligatorów choć mniej efektowny byłby bardziej wiarygodny.