przyznam, że jesli miałbym z dwojga wybierać to stwiałbym jednak na "Nosferatu", co jednak nie zmiania faktu "Der Letzte Mann" to dzieło nie mniej frapujące. pełna współczucia opowieść o starości i samotności z niezapomnianą kreacją Emila Janningsa. sposób w jaki operuje się tu kamerą wybiega daleko poza swój czas, niektóre ujęcia, sceny to majstersztyki które do dziś robią wrażenie, jak choćby niesamowita sekwencja "pijanego" snu portiera. przyznam też że końcowy "zwrot akcji" autentycznie mnie zaskoczył zmieniając bieg historii o 180 stopni. z początku było mi to nie w smak, ale po chwili zastanowienia odkryłem jak bardzo ten ruch umożliwia mnogość interpretacji. w zasadzie każdy może go odczytać tak jak pragnie: na dosłownie, jako pokrzepiający finał smutnej historii, jako marzenie senne udręczonego, odrzuconego starca czy też ironiczną parodię typowego happy endu. reżyser sam zresztą ujmuje go w znaczący cudzysłów poprzedzając go stosowną kartą z napisem objasniającym intencje twórców. cóż, jakby nie patrzeć - dla kinomana koieczność zupełna.