Stylizowane na paradokument, małe dzieło Inarritu. Jeden z lepszych epizodów "The Hire", choć końcówka nieco patetyczna/sentymentalna.
Tak zgadzam się że końcówka jest patetyczna, bardzo wzniosła, ale czy to musi być wadą? dla mnie wszystko w jak najlepszym porządku; zauważalne natomiast jest to że krótkie filmy mogą mieć dużą siłę oddziaływania, w pełnym metrażu często gdzieś ten element po drodze się zatraca.
Pozdrawiam.
jasne ze jest wada bo nie uderza w moja wrazliwosc. czyni z dobrego materialu dosyc toporny produkt. takimi rzeczami to niech amerykanie sie zachwycaja, ja w 14 roku zycia juz z tego wyroslem ;)
ja uważam że w przypadku tego filmu nie było to rażące, i też z tego wyrosłem, ale osobiście podchodzę do tego typu rzeczy z większym dystansem, bo czasami sentymentalizm jest do przełknięcia, a poza tym to jest film, kino . Rzeczywiście jest to trochę rażące kiedy mamy do czynienia z poważnym, "surowym", prawdziwym tematem a na końcu dostajemy patetyczne zakończnie, ale w niektórych przypadkach uważam to za jakiś element nadziei. To podnosi czasami na duchu... i nie jest to zakłamanie.
powiedziałbym, że końcówka wyciągnięta prosto z amerykańskiej tandety, gdyby nie to, że aktorzy odegrali ją naprawdę świetnie, a muzyka całkowicie zmieniła mój odbiór tego fragmentu.
Ogólnie film świetny, muzyka doskonała.
ps. czy ktoś wie, co to za muza?
Strasznie mi sie podobal odrazu wyczuc ze to innaritu kamera trzymana w dloni i te szybkie przejscia miedzy scenami.
Swietny.
A co do koncówki to bardzo mocna...