Tania nisza jaką jest kino chrześcijańskie, pełne taniego patosu i wciąż męczące temat ateizmu. Zawsze wypchane grupą mało zdolnych aktorów, których ktoś kojarzy, z telewizyjnych serialiszcz. Nigdy nie podejmujące niewygodnych tematów, zawsze wypchane pustosłowiem o jakichś świadectwach. Zawsze podkreślające swoją niepokorność względem zgnilizny mainstreamu. No i zawsze mające grupę tak bardzo nie zorientowanych o co chodzi w kinematografii, psychofanatyków piejących o wspaniałości takich produkcji. Produkcji nastawionych na intensywne prezentowanie prostackich odpowiedzi na pytania, których nikt nie zadał. W sumie to smutne.