Poza fabułą ujął mnie sposobem filmowania, dialogami z OFF-u, castingiem. Aktorzy świetnie dobrani do ról. Rewelacyjny jak zawsze Rush, Sam Neil przerósł samego siebie, świetna Miranda Otto i ten Christian - pierwszy raz go widziałem, ale od początku filmu zdobywa sympatię widza, gra ciekawą postać i choć później okazuje się łajzą, to też jest w tym prawdziwy. To będzie chyba jeden z lepszych filmów roku. Dopieszczony w szczegółach.
Podzielam zachwyt, mi mocno utkwił w głowie montaż w momentach emocjonalnego przeżywania bohaterów, wiele cięć i przeskoków, dało to mocny kontrast do z wolna rozwijającej się narracji i potęgowało siłę gry aktorskiej. Trzeba przyznać, że wycisnął wiele Simon z aktorów. Szczególnie łez. Trochę to już było przegięte i wpadało w sztuczność...
Komentuję po latach, ale dopiero miałam okazję obejrzeć ten film. Owszem były momenty przegiec i sztuczności, choćby scena w szkole podczas lekcji zastępczej, kiedy to córka wykrzykuje do matki nauczycielki: "zdradziłaś go". Kto tak robi? To było bardzo nienaturalne i nierealne zachowanie...
Od samego początku budził moje skojarzenia z nowozelandzkim "In My Father's Den". Podobny klimat, postać nastolatki w centralnym punkcie fabuły i jeszcze Miranda Otto w obsadzie.
Świetne kino. Jestem na świeżo po seansie i DKFowej dyskusji. Poruszane tematy nie są nowe ale spojrzenie na nie bardzo uczciwe i wielowarstwowe.
To nie jest kryminał i odgadnięcie rodzinnej "tajemnicy" nie jest jego istotą. Zresztą oryginalny tytuł "Daughter" od razu zwraca uwagę na to co tu jest ważne. Nie mówiąc o tym, że to przecież film jawnie inspirowany "Dziką kaczką" Ibsena.
Film o związkowej ale i rodzicielskiej odpowiedzialności. O tym, że czasem coś mówimy za szybko a czasem w ogóle - i obie te rzeczy mogą krzywdzić.
No i Walter grany przez Sam'a Neill'a - kluczową postacią.