Nie chodzi tylko o brak środków na ulepszenie pewnych rzeczy ale o same błędy, jak na przykład SS-man podający rękę kobiecie potykającej sie podczas wsiadania do wagonu (normalnie pewnie by ja skopał albo zastrzelił), Sonderkommando w pasiakach, brak Kanady na rampie, ładnie wymurowany szpital obozowy... Szczegóły, tak, ale niestety mogące rzucać się w oczy i tak naprwadę zepsuły mi oglądanie tego filmu, który przedstawiał ciekawą historię, niestety mało realnie.
To są mniej istotne szczegóły! W filmie chodziło raczej o przedstawienie postawy dr Pearl, niejednoznacznie pozytywnej oraz stanowiska komisji imigracyjnej, gryzipiórków nie znających okrucieństwa wojny.Tacy jak oni pozwolili na wygodne życie dr. Mengele, a kazali odgrzebywać koszmary obozowe lekarce, która dokonując aborcji ratowała życie tysiącom kobiet.Mocno poruszający film przedstawiający prawdziwą historię.
Zgadzam się z Tobą w kwestii ważkościi przedstawionego tematu i rozumiem, że czepiam się szczegółów. Jednak oglądając jakikolwiek film historyczny oczekuję od niego jak najbardziej dokładnego odwzorowania minionej przeszłości. A to zawiera się też w szczegółach! Rozumiem, ze dla laika takie małe błędy merytoryczne nie są zauważalne, ale dla osoby znającej temat ich mnogość może porażać. A przecież może być też tak, ze laik zauważy i zapamięta głupi błąd, który będzie mu się wydawał prawdą. Mam świadomość, iż takie filmy nie są tylko dla historyków i znawców tematu, ale po co jednych wprowadzać w błąd, a drugich denerwować robiąc film historyczny, w którym historia nie jest do końca dokładnie odwzorowana?
Swoją drogą najgorsza jest amerykańska łopatologia, której przejawy doprowadzają mnie do łez. Nie jestem pewna, czy było to w tym filmie, czy w innym, ale stawianie znaku drogowego „Auschwitz” przed obozem to już szczyt wszystkiego.
Pozdrawiam!
Błędy są nie tylko w treści, których wcale nie uważam za mało istotnych w całej istocie filmu, ale i w formie. Szkoda, bo ten film np. będąc dla kogoś jedynym lub pierwszym filmem (i dramatem podkreślmy) w tematyce może zaważyć na ocenie, postrzeganiu ówczesnej rzeczywistości, może ją zakrzywić, wszak są tacy, którzy z filmów chcą się czegoś dowiedzieć, chcą rozpocząć lub zakończyć zgłębianie interesującego ich tematu. Mnie ta tematyka jest bliska i reaguję jak oparzona na wszelkie błędy (istotne) i często parodie dramatów wojennych, które w zamierzeniu parodiami być nie miały. Mam wrażenie, że najsłabiej dramat Starego Kontynentu ukazują Amerykanie, choć trudno im się dziwić... Ale, jeśli brać się za coś to porządnie, przecież i hamerykańskie produkcje wojenne bywają wielkim kinem, to może we współpracy, może z drugiej strony? Abstrahując od opowiedzianej historii i jej wagi samym filmem się rozczarowałam.