Film dość ekshibicjonistyczny na różnych poziomach, ale także na tym najbardziej podstawowym: Fassbinder pojawia się w tym filmie zupełnie nago, i to więcej niż raz. Intrygujące, bo poza "Brown Bunny" Vincenta Gallo nie przypominam sobie żadnego filmu w historii kina, w którym reżyser równie swobodnie potraktowałby swoje "full frontal" (oczywiście z wyjątkiem pornografii, ale nie o niej tutaj mowa). Oczywiście nie uważam, by było w tym coś złego, film broni się z tym, czy bez tego, bo to kino świetne, ale jeśli komuś przychodzą do głowy także inne filmy innych reżyserów - i zechce mi udowodnić, że Fassbinder był w gruncie rzeczy mniej swobodny i odważny, niż sądzę - niech się nie krępuje i je tutaj wpisze. :P