Nie wiem czy tylko ja to zauwazylem. Skoro ten Nick (Jamie Foxx) przyszedl do celi i zaczal odwodzic
glownego bohatera od wysadzenia bomby, to chyba kazdy tepak by sie domyslil, ze wiedza o
bombie. A skoro wiedza o bombie to na 100% juz wszyscy ewakuowani. Widac, ze tworcy filmu na
chama probowali wcisnac jakis blad. Najpierw geniusz, a potem bezmozg. Zakonczenie powinno
byc inne. On nie wysadza bomby, przenosza go do innego wiezienia, ale on to zaplanowal i uciekl.
Wiecej go nie widzieli
Przecież miał kamerę to wiedział że nikt się nie ewakuował. Ale zgadzam się, że mógł się domyślić się że mogli go wykiwać w jakiś inny sposób.
Siedząc w izolatce nie miał kamery, w związku z tym zgadzam się z krzysiek937, że reżyser na koniec zrobił z niego idiotę.
Tyle, że wchodząc z powrotem do izolatki zerknął jeszcze na ekran i widział, że wszyscy w sali są nadal obecni ;)
tak czy siak, miałem nadzieję, że Shelton wygra w tej walce, od początku mu kibicowałem. Ale cóż, zakończenia filmów jakie są takie są, nie zawsze spełniają nasze oczekiwania :)
A nie dziwi Was to, że Nick jak gdyby nigdy nic przekłada bombę i puszcza z dymem pół więzienia? Razem z więźniami, funkcjonariuszami itd? Gdyby władował mu kulkę w tył głowy, kiedy zamykał właz od izolatki, skończyłby to prościej i bez nadmuchiwania tego balonika... I zostałby bohaterem za unieszkodliwienie seryjnego mordercy... Nie cierpię przerysowanego patosu w tych amerykańskich produkcjach.
Poza tym do końca miałam nadzieję, że młodej na recitalu eksploduje wiolonczela w dłoniach i film skończy się jakimś "badum!". Call me psycho :D