Jeden z dokładnie trzech filmów na temat Auschwitz, jakie mi się podobały. Pozostałe to
"Pasażerka" i "Zapamiętaj imię swoje".
"Primo" to monodram. Nie ma tu żadnej akcji. Praktycznie żadnej scenografii - jedynie bardzo umowne zarysowanie przestrzeni i gra światłem, żadnych kostiumów - aktor w zwykłym ubraniu, który opowiada w pierwszej osobie sugestywnie przeżycia Primo Leviego z Auschwitz. Opowiada w taki sposób, że oglądając i słuchając go można bardziej wczuć się w w jego uczucia - strach, poczucie beznadziei, upodlenia, wstyd, oszołomienie. Film ma przez to coś z dokumentu. I jest wstrząsający.
Dokładnie. Oglądam, a właściwie słucham bo akurat piszę tego posta. Film jest jak słuchowisko radiowe, nie ma potrzeby patrzeć w ekran bo w głowie jest więcej niż na ekranie. Są to wspomnienia więźnia od strony jego myśli, czyli jakby nie fakty ale jego rozmyślania na temat sytuacji w której się właśnie znalazł, bez oceniania i jakby raczej obiektywnie. Mam tylko jedno pytanie... tu jest jako wyprodukowany w 2005 a właśnie oglądam na HBO i tam jest jako 2010 :/