PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=658802}

Przełęcz ocalonych

Hacksaw Ridge
8,1 233 587
ocen
8,1 10 1 233587
6,4 38
ocen krytyków
Przełęcz ocalonych
powrót do forum filmu Przełęcz ocalonych

Po pierwsze - Gibsonowi na pewno nie można odmówić talentu reżyserskiego, tylko co chłop robi z tym talentem?! Film kompletnie nietrafiony. Na uja robić film o chłopaku, który zaciąga się do wojska, ale nie używa broni, jeśli to nadal typowy amerykański film wojenny? Z patosem spływającym z ekranu? Wielką Ameryką i Bogiem idącymi ramię w ramię na "Wojnę, co to ma być o Pokój"?! Przyznam, na samym początku, z każdą sceną serce mi rosło - no bo padają takie słowa jak: "agresja do niczego nie prowadzi", no i postać ojca, którego zniszczyła wojna, który pije i bije, bo, jak matka, najmądrzejsza z całego tego towarzystwa, zauważa: nienawidzi siebie. Wręcz namacalnie płynęła z ekranu sugestia, że Gibsonowi nie jest obcy feminizm. Ale ten mądry feminizm, czyli nie kobiety udające, wręcz parodiujące w zachowaniu mężczyzn z nadmiarem testosteronu, tylko feminizm, który czerpie z wartości, jakie niesie za sobą kobiecość. A więc łagodność, pokojowość, empatia. I wydaje się, że główny bohater faktycznie wyrasta na tego typu wartościach. Ale potem pojawia się tytułowe Hacksaw Ridge i wszystko się sypie. Charakterystyczny dla Gibsona przesadzony, wręcz groteskowy brutalizm wydaje się początkowo potwierdzać domniemane przesłanie filmu, czyli "przemoc generuje tylko więcej przemocy". Bitwa o Hacksaw Ridge wydaje się czystym absurdem. Strony nawzajem się atakują, spychają jedni drugich, ludzie giną w niewyobrażalnych męczarniach i całe to poświęcenie, śmierć jest na nic. Zaraz któraś ze stron po raz siódmy, ósmy skontratakuje przeciwnika i zajmie pozycje, które wcześniej wywalczyła druga strona kosztem życia i zdrowia dziesiątek i setek żołnierzy. Czysty absurd, bezsens rozlewu krwi. Ale w połowie filmu, nagle się okazuje, że Gibson zmienia o 180 stopni wydźwięk filmu. Bohater staje się oryginalnym, ale wprzęgniętym i zaakceptowanym trybikiem w machinie wojennej. Staje się po prostu maskotką wojska, zamiast wymusić jakieś realne refleksje na temat wojny, nie tylko w świecie przedstawionym, ale i w samych widzach! Nagle "Przełęcz" staje się zwykłym przeciętniakiem gatunku, z kliszami i mało subtelną symboliką.
Moim zdaniem w żadnym wypadku nie można tego porównywać z "Szeregowcem Rayanem". Kiedy oglądam "Szeregowca" to żołądek mam w gardle i myślę sobie - "jestem na wojnie". Kiedy oglądałam "Przełęcz" moje skojarzenia biegły raczej do Michaela Baya, ten sam przesyt formy nad treścią. Choć oczywiście Gibsona uważam za znacznie bardziej utalentowanego reżysera. Ale coś się w tym filmie nie zgadza. Jakby w ostatniej chwili zdecydował się iść po najprostszej linii oporu i zdecydował się (a może został zmuszony przez producentów?) brnąć w standardowy amerykański banał. Naprawdę żal, bo aktorzy (wszyscy!) zagrali absolutnie bezbłędnie.

ocenił(a) film na 8
nynavee

Bezsens wojny mial byc przedstawiony i zostal, a czyn jednostki nie zmienia generalnego obrazu tej rzezni. To dosc racjonalne. Mnie tam patos nie przeszkadzal. Ba! Spodziewalem sie, ze bedzie tego sporo wiecej. Film autentycznie chwycil mnie za serce. Szeregowiec mial inny rozmach i inny budzet (co ma znaczenie)

ocenił(a) film na 9
nynavee

A patos się z "Szeregowca" nie wylewa? I jeśli już masz zamiar zadać pytanie "Gdzie?", to polecam sobie odświeżyć, bo pamięć zawodna jest

ocenił(a) film na 6
gusia0791

Nie zamierzam zadawać tego pytania. Po prostu uważam Szeregowca za o klasę lepsze kino od Przełęczy i tyle.

ocenił(a) film na 9
nynavee

Nie rozumiem dlaczego, ale przyjmuję do wiadomości.

ocenił(a) film na 7
nynavee

Zaskakuje mnie wszechobecny, niemal bezkrytyczny zachwyt "Przełęczą ocalonych". To z pewnością niezwykle sprawny realizacyjnie film, z dobrym tempem, kunsztownie zagranymi rolami (fantastyczny Garfield) i z ciekawą wymową gdzieś do dwóch trzecich filmu.
Cieszę się, że ktoś zauważył podobne mankamenty w nowym obrazie Gibsona. Kino niemal feministyczne w ostatnich aktach przekształca się w typowo męskie "ku chwale ojczyzny". Bij, zabijaj i daj się zabić. Wielka szkoda, że Gibsona nie miał odwagi, bądź nie chciał pójść o krok dalej i naprawdę rozciągnąć na cały film myśli o bezsensie wojny. Wtedy o kilka tonów zbyt dosłowna symboliczna scena wniebowstąpienia Dossa miałaby sens. Boskość i niemal kobiece cechy bohatera deprecjonowałaby wojnę, a ratowanie ludzi byłoby wobec wojny dywersją, bo na wojnie się umiera, a nie wychodzi z niej cało. Zamiast tego Doss ratuje ludzi tylko po to, żeby mogli zginąć w drugiej turze walk, bo przecież dla ojczyzny warto dać się rozpruć amunicją. Jeśli taką myśl chciał przekazać Gibson, to o wiele subtelniejsze i mnie brutalne treści, chociaż w bardziej brutalnej formie, prezentował chociażby w "Apocalypto". Wolę jednak myśleć, że chociaż po części "Przełęcz ocalonych" jest filmem antywojennym.

Spróbowałem pogłębić symbolikę obecną w "Przełęczy ocalonych" i dwie skrajnie różne pod względem wymowy części, w swoim tekście: http://wizualnia.blogspot.com/2016/11/wizualne-swiezosci-wojna-niemal_21.html

ocenił(a) film na 9
nynavee

Tak niestety było. Przeciwstawiał się wojnie, ale został przez nią wciągnięty i zaakceptowany. Tak też z nim było w rzeczywistości.

ocenił(a) film na 6
sontagwoj

Tylko szkoda, że reżyser jakoś nie zasugerował, że to jest gorzki obrót spraw. Wyglądało na to, że na sam koniec Gibson zdecydował się wręcz gloryfikować wojnę.

ocenił(a) film na 9
nynavee

Nieee. To już moim zdaniem nadinterpretacja. Ja bym to ujął "ok, nie jestem w stanie zatrzymać wojen na świecie, macie racje, ale mimo wszystko zrobię wszystko w tym kierunku" i wszyscy tam dobrze o tym wiedzieli.

ocenił(a) film na 6
sontagwoj

Szczerze - to bardzo bym chciała zobaczyć w tym filmie to, co ty zobaczyłeś, ale niestety, dla mnie takiego wydźwięku tam nie ma.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones