Prawde mowiac wybieralem sie do kina na zupelnie inny film, ale byla pomylka w gazecie.Nie chcac wracac do domu kupilem bilety na "Przeznaczenie" - spodziewajac sie raczej szmiry z debilnym psychologizowaniem i straszeniem w amerykanskim stylu.
Tymczasem film ma jedna ceche zaskakujaca dla kina amerykanskiego : z reguly zaczyna sie ciekawie, a im dalej tym gorzej, a final to juz kompletny kicz.
W "Przeznaczeniu" jest dokladnie odwrotnie - im dalej, tym lepiej - ze swietnym finalem. Film wrecz domaga sie od widza zaprzestania myslenia o tym kto i dlaczego, a raczej sklania do ciaglej analizy sytuacji - wspolnie z glownym bohaterem.Nie stawia zadnych odpowiedzi i niczego nie tlumaczy - wrecz przeciwnie : mnozy fakty, czesto z pozoru sprzeczne, spietrza i powoduje ciagly proces myslenia i kojarzenia. Zostawia nas z pytaniami bez odpowiedzi i sklania do zastanowienia na ile ludzie za 500 lat beda sie smiac z naszej dzisiejszej "dumnej, racjonalnej i pragmatycznej" wiedzy o rzeczywistosci, ktora z pewnoscia jest znacznie bardziej skomplikowana niz bysmy tego chcieli...