Z jednej strony jest trochę dobrej akcji (końcowa rozwałka), a z drugiej jest to chwilami parodia (scena z ruskim terminatorem), scenariusz nie trzyma się kupy (najpierw nikt nie wie gdzie Castle mieszka, a potem ma wizytę za wizytą). Thomas Jane jako aktor jest typowym drewnem, w dodatku mimikę w scenach smutku ma jakby nazywał się Jane Thomas! Wersja z Lundgrenem ma klimat, którego tu nie uświadczysz.