Zerknijcie na plakat. Miłość, namiętność. Zwiastun wzruszający. Przeczytajmy opis:
"Choć więcej ich dzieli niż łączy, początkująca piosenkarka i autorka tekstów oraz żołnierz marines bez pamięci się w sobie zakochują."
A teraz co otrzymujemy w rzeczywistości. Dziewczyna nie lubi żołnierzy. Spodobała się żołnierzowi, ale ona od początku była wobec niego niemiła (czasami to mało powiedziane). Wielokrotnie w czasie filmu okazywała swoją niechęć wobec niego. On to znosił. Gdy potrzebowała pomocy, bo zachorowała, to ona wymyśliła plan jak wyłudzić od wojska pieniądze na leczenie - poprzez ślub z wojskowym. Ona mu się podobała, on chciał to zrobić. Nawet nalegał. Wzięli ślub, ale jej niechęć wobec niego pozostała.
W ogóle kreacja tej dziewczyny jest słaba. Dziewczyna lewicowa. Oprócz tego co można było usłyszeć o patriarchacie, można było też zobaczyć na balkonie wywieszone flagi LGBT i BLM. Wiadomo, Netflix, bez propagandy się nie da. Dziewczyna jest początkującą piosenkarką, gra w barach, mało kto ją słucha. Nagle BUM, zaczyna grać prawdziwe, duże koncerty. Nie wiadomo skąd ta popularność. Ta dziura w rozwoju postaci jest olbrzymia.
Wracając do fabuły: Jest motyw z dilerem, który wygląda jak ćpun i jest on mega słaby. Nie wiem czy to zła obsada aktorska, czy scenariusz. Po prostu ciężko w to uwierzyć. Żołnierz opowiada dilerowi o tym, że ślub był po to, by uzyskać dodatkowe pieniądze od wojska. Diler zaczyna go szantażować tą informacją, chce pieniędzy. Gdy dostaje, chce kolejnych. Żołnierz się nie zgadza, więc diler/ćpun zawiadamia wojsko. Bohater trafia do sądu. Proces banalny do wygrania, bo kto by wierzył dilerowi/ćpunowi? Żołnierz jednak przyznaje się (po co?), a „żona” nie za bardzo go broni. Z wojska nasz bohater zostaje wydalony i idzie do więzienia na 6 miesięcy. Oboje popełniają przestępstwo, a konsekwencje ponosi tylko mężczyzna. Za to żona jest teraz sławna i jest proszona o autografy. Taki to „patriarchat”.
Teraz przeczytajcie pierwszy akapit i sami powiedzcie ile on ma wspólnego z filmem.