Film jest pseudointelektualny, trzeba to jasno przyznać. W tych licznych momentach ciszy, spokojnej sunącej się powoli akcji, w spojrzeniach bohaterów, kryje się mnóstwo wciśniętej na siłę 'magii', ciepła, niepowtarzalności. I co ciekawe - mimo tej pewnej pretensjonalności, to wszystko jednak się podoba. Muzyka Natashy Atlas (ten powracający co chwila utwór, 'Gafsa') nadaje tym scenom formę muzyczną. I w tym sensie oceniam ten film pozytywnie. Niewymuszona, odrealniona muzyczna opowieść, która daje poczucie wzniosłej tęsknoty i chwilowego ukojenia jednocześnie.
Śmieszną mnie natomiast próby "interpretowania" tego filmu. Szukania symboliki, znaczeń. Nie o to w tym chodzi; a jeśli o to- jest to wówczas (nie)typowy pseudointelektualny gniot, który mówi tak mało, że aż widzi się w nim aż tyle.