Czy ktoś może mi wyjaśnić, dlaczego oni po prostu nie chcieli spotkać się wszyscy razem i zrobić
imprezę w większym gronie?
A co do samego filmu... pomysł bardzo dobry aczkolwiek jego wykonanie trochę szwankowało.
Fakt. Ale to nie tłumaczy dziwnego założenia, że inne grupy są wrogo nastawione. Brakowało mi dobrego umotywowania zachowań bohaterów w tym filmie. No albo mi po prostu umknęło...
Początkowym impulsem do wrogości wobec "tych innych" było założenie że istnieje poza nimi jeszcze tylko druga rzeczywistość w której oni są ich gorszymi wersjami,więc jeden z nich "Mike"z obawy przed atakiem swojej gorszej wersji podjudzał reszte przyjaciół do wykonania pierwszego ruchu wobec "nich".Kiedy z kolei zdali sobie sprawe że może być nieskończona ilość wersji ich rzeczywistości zaczynali trzymać się przeświadczenia że zanim kometa przeleci i coherencia się skończy oni muszą być w swoich właściwych domach.Dla mnie to takie trochu rozpaczliwe trzymanie się własnego klanu bo tak bezpieczniej,taka ludzka natura więc generalnie tak naprawdę wrogość ich wynikała ze strachu,niepewności co stanie się po przemieszaniu swoich alternatywnych sobowtórów.Jednakże skoro jest nieskończona liczba możliwych rzeczywistości są też i takie gdzie bohaterowie trzymali się ciągle razem i jakoś dogadywali dlatego nie wszystkie "klany"były do siebie żle nastawione zwłaszcza te ostatnie które niebyły nawet świadome co się właściwie dzieje.Przynajmniej ja to tak skapowałem.
Jak wiadomo po przejściu przez "mroczną strefę", trafiało się do losowo wybranej rzeczywistości i powrót do pierwotnego domu był praktycznie niemożliwy. Jakim więc cudem jak na początku wyszły dwie osoby, to zawsze wracali do domu, gdzie właśnie brakowało tych dwóch osób. Tak samo jak wyszła ich czwórka i spotkali sami siebie z innego domu (czerwone świetliki), uciekli i wrócili do domu, gdzie brakowało czterech osób. Dlaczego nie trafiali do domu z kompletem osób. Przy nieskończenie wielu rzeczywistościach powinno być pomieszanie z poplątaniem a w filmie miało się wrażenie że domów jest kilka zamiast nieskończenie wielu.
Skad wiesz, ze nie probowali? Tego w filmie nie pokazali. Moze wiedzieli i dlatego szukali majac nadzieje, iz trafa do "dobrego".
Ja sobie to tłumacze tym, że pomimo zmiany rzeczywistości czas dla wszystkich był jednakowy, więc na początku brakowało "zróżnicowania" światów, dlatego z każdego (choć może niekoniecznie) domu wyszły te same osoby, bo "start" dla wszystkich był taki sam, wyjście tych osób spowodowało poróżnienie światów i inny przebieg historii w każdym z nich, stąd: czerwone/niebieskie "świetliki", Mike -> szantażujący siebie/ zabijający siebie, kieliszek cały/zbity, książka... itd.
Wydarzenia w tych rzeczywistościach zmieniały je i już inne osoby w innych intencjach przemierzały "drogę".
Na końcu filmu możemy się domyśleć że Em znalazła rzeczywistość w której nikt nigdy nie opuścił domu, wszyscy zostali w środku i włączyli agregat prądotwórczy... co jednak znaczyło by że już ich jedna z pierwszych decyzji była inna, bo tak naprawdę nie wiadomo od którego momentu rzeczywistości zaczynały się przenikać/wyróżniać, może w tej rzeczywistości Em dokończyła swoją rozmowę przez telefon (wiemy że telefon mógł się zepsuć bądź nie) z początku filmu, i to spowodowało powstanie decyzji, aby nikt nie wyszedł z domu.
Lubię jak po obejrzeniu jakiegoś filmu skłania mnie to do przemyśleń ;)
Początek chyba jednak nie mieli jednakowy. Zauważ że na prawie samym początku dwójka bohaterów zabrała z poprzedniego domu "oznaczenie domowników i domu". Sami natomiast zrobili je dla siebie dużo później. Pod koniec filmu prawie każdy z domowników był gościem. Tylko bodajże dwójka była u siebie bo nigdzie nie wychodziła, więc nie przeszła przez mroczną strefę, która prowadziła do nieskończonej ilości alternatywnych rzeczywistości. Ogólnie film mocno wypasiony. 8/10 zasługuje bez dwóch zdań, chociaż jakby zmienić reżysera, aktorów i poprawić trochę scenariusz to można byłoby otrzeć się o geniusz gatunku, bo potencjał w historii był ogromny.
Obawiam się, ze nie oglądaliśmy cały czas jednego domu.
Już na samym początku, podczas tych niezobowiązujących rozmów, obraz się zaciemniał i po chwili pokazywał tą samą sytuację ale pozornie w innym momencie czasowym. To były różne rzeczywistości.
Większość zakłada, że czas płynie jednowymiarowo w ciągłej linii i w tej jednej linii istnieje wiele rzeczywistości. Ale, myślę, że to błędne założenie. Ja to widzę tak...Proszę, zauważcie, w jaki sposób rozpada się kometa (to tylko dla zobrazowania, nie bierzcie zbyt dosłownie) - w jednym(?) czasie (lub co ileś tam miliułamków sekundy) na wiele kolejnych kawałków, a te na następne, by w każdym kolejnym miliułamku sekundy na kolejne miliardy (?) kawałków, a te na jeszcze kolejne i tak aż do wypalenia (akurat wg mnie to najsłabszy punkt filmu, bo zakłada początek i koniec). Jeśli brać pod uwagę względność czasu, to nie ma czegoś takiego jak idealna, jednakowa teraźniejszość w równoległych światach, zawsze będzie przesunięcie czasowe w każdej "równoległej" rzeczywistości i nieskończenie wiele linii czasowych. W filmie widać to dokładnie - gdy Mike wychodzi z domu, reszta rozmawia w kuchni, potem Mike wraca i mówi, że nie było go ze 45minut, a Kevin mówi, że tylko jakieś 10minut. albo jak Em pod koniec "odwiedza" inne domy, w jednym-związani Mike i Kevin, czyli już "przyszłość", w innym dopiero zaczyna się kolacja ("przeszłość"), jest też przesunięcie czasowe z otrzymywaniem kartek z wiadomościami (jakby otrzymywali je z różnych linii czasowych, bo dostają kolejne w różnym czasie).
Widzisz, Ty zakładasz że w każdym domu wracali w takich ilościach jak z niego wychodzili, natomiast:
1) Zaprezentowany został tylko rozwój sytuacji tylko jednego domu ("pierwszych niebieskich") - a pośród tego multum, w tym akurat mogło (i tak to zagrali) się zdarzyć, że wracali w odpowiednich ilościach (co ma sens jeżeli chcemy żeby fabuła i suspens narastały we właściwym tempie).
2) Em pod koniec filmu w swojej samotnej podróży widziała przez okna jednego z domów, dwóch związanych i skrępowanych Mike'ów - a zatem, w innych domach, przychodzili w jeszcze innych kolejnościach i opcjach.
Zaprezentowano znacznie więcej domów, nie tylko 'pierwszych niebieskich'. najlepiej udowadnia to już sam początek filmu. 2:19 i 2:25 - zwróć uwagę na ułożenie przedmiotów na ladzie w kuchni, najlepiej na przykładzie miski z sałatką (najpierw szklana, potem drewniana). Wszystkie pozostałe przedmioty również zmieniają miejsce w ujęciu 2:25 i właśnie to ujęcie to inny dom niż ten, do którego na początku wchodzi Em. 4:46 Kevin całuje Em, 4:56 witają się po raz drugi - każde z tych powitań to sceny z innych domów. Mnóstwo scen to nie ten dom nr 1 :)
To co piszesz potwierdza moim zdaniem jeszcze montaż. Pomiędzy kolejnymi ujęciami jest przerwa (czarny ekran) przez sekundę, nie ma tu ciągłości scen. Od razu zwróciłem na to uwagę, ale nie sądziłem, że może to oznaczać, że widzimy sceny z kilku różnych rzeczywistości pomieszane ze sobą.
Gratuluję spostrzegawczości:) Mam problem z jeszcze jedną sceną. 40:04 podczas rozmowy grupy z Mikiem podczas gdy kamera jest skierowana na niego... czy za oknem nie widać przemykających ludzi? Nie wiem czy mi się wydaje czy może to ludzie z innego domu.
I to jest właśnie dobra odpowiedź, na zadane (bardzo dobre zresztą) pytanie, gratuluję rozkminienia filmu :)
[edit]: Przeczytałem odpowiedź capiszona, nie zauważyłem tego! :O
Faktycznie przedmioty w kuchni zmieniają się, szczegółami nawet kilka razy. Ale Kevin mógł po prostu drugi raz przytulić Em, gdy przywitał się już z resztą, nie mniej jednak - już wtedy >coś< się działo ;) Myślę że niebawem obejrzę ten film jeszcze raz, żeby więcej wyłapać takich detali.
bo mysleli ze jak przeleci kometa czyli pudelko z kotem zostanie otwarte to tylko jedna alternatywa pozostanie prawdziwa i nie chceili byc ta ktora przestanie istniec. jak sie puzniej jednak okazalo blednie przyjeli takie zalozenie gdyz po otwarciu pudelka rzeczywistosc rozszczepiala sie na dwie rzeczywistosci, jenej w ktorej kot byl zywy i jednej w ktorej byl martwy.
ja po przeczytaniu wszystkeigo mam jedno pytanie. co się stało z ciałem w wannie? przeciez glowna bohaterka w tym domu już została do końca. jeśli faktycznie ją zabiła, to w jakimś innym domu jej nie będzie już. ale przecież nie ożyła cudownie :P
Być może to moja nadinterpretacja, ale kiedy oglądałem film założyłem, że ta Em, która była "zabita" w wannie obudziła się i uciekła w obawie, że zanim znajdzie pomoc Em z innego świata ją znajdzie i zabije. Może też być tak, że Kevin nie był w domu i ktoś zadzwonił, że znaleziono jego żonę martwą. Najpewniej scenarzysta chciał, aby widz sam wymyślił sobie zakończenie, za co doceniam ten film jeszcze bardziej.
moim zdaniem kluczem jest tutaj wcześniejsza opowieść o kobiecie, która zarzekała się, że zabiła męża, choć ten stał obok. ta historia, opowiedziana w filmie, ma za zadanie podpowiedzieć, że martwe ciała znikają po zakończeniu 'zdarzenia'.
nie znikaja tylko w 1923 pewnie nie szukali ciala skoro widzieli jej meza przed soba. a w filmie uciekla zwanny, ukryla sie i rano zadzwonila do chlopaka
no przeciez dzzwonila pozniej do jej chlopaka co znaczy ze widocznie w nocy sie ocknela , wyszla z wanny i gdzies si eukryla do rana poczym zadzwonila do swojego chlopaka
Dokladnie.Cala noc po uderzeniu w glowe byla nieobecna.Bala sie konfrontacji z uzurpatorka(ktora znalazla sobie normalne otoczenie w ktore moze sie wtopic,zamiast paranoikow i mixu osob juz nie wspominajac o tym,ze jej facet nie byl juz taki kochajacy,co sadze ostatecznie sklonilo ja do opuszczenia domu)bo to wprowadzilo by chaos,dodatkowo, jak miala udowodnic,ze jest "prawdziwa" skoro zabrano jej ten nieszczesny pierscionek?Wiec uciekla w poszukiwaniu miejsca do ktorego moze sie tymczasowo wpasowac(moze tez do innej rzeczywistosci).No i zadzwonila rano,wiec martwa nie byla.W pierwszej kolejnosci "ciala z wanny" telefon sie nie zepsul,uzurpatorki byl popekany,niezdatny do uzycia.
Wlasnie!
Wspólna impreza! Dobry pomysł i ile możliwości...
No i wlasnie: gdyby znaleźć siebie samego i uprawiać sex z własnym odpowiednikiem. To oznaczało by homoseksualizm czy bardzo specyficzną formę masturbacji...?
Pytanie do tych, którzy sądzą, że zrozumieli film - czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego blondynka (Em) opuściła ten dom, w którym zdała sobie sprawę, że jest intruzem, i poszła szukać nowego z taką determinacją, że skłonna była do morderstwa na samej sobie??
Jeśli dobrze rozumiem założenie historii, alternatywne światy zaczynają się mnożyć w momencie pojawienia się komety. Czy do tego dnia, powiedzmy, wszyscy ci ludzie we wszystkich domach byli tacy sami i mieli taką samą przeszłość. Co oznacza, że nie ma "idealnego" domu, gdzie istnieje bardziej kochający chłopak - jest tylko dom, w którym sekret romansu dwójki znajomych Em nie wyszedł na jaw i w sumie po prostu brudu zostaje pod dywanem w całym tym towarzystwie. Poza tym jednak dla samej Em nie ma różnicy, w którym jest domu - w każdym jej chłopak i brunetka (Laurie) będą się mieć ku sobie, tylko okoliczności tej jednej kolacji ujawnią to lub nie, a także wiele innych animozji w ich grupie. Czy zatem wywalczenie kosztem morderstwa miejsca w tej ostatniej, "idealnej" wersji było tego w ogóle warte?? Czy jest to nielogiczne zachowanie bohatera/błąd scenariusza?