Wszyscy, łącznie z recenzentem piszecie o pogłebiającym się szaleństwie Billa, utracie poczytalności i zemście na społeczeństwie; ja to widzę trochę inaczej. Główny bohater miesiącami przygotowuje ładunki wybuchowe i zbroję , gromadzi broń i amunicję, prowokuje w miejscach publicznych rozmowy polityczne z Evanem, wysyła mu anarcho-lewackie magazyny, masakrę zaczyna od wysadzenia posterunku; wg mnie to oznaka jak najbardziej trzeźwego, misternego planu który na końcu okazuje się zwykłym skokiem na kasę, coś jak Hans Gruber w Szklanej pułapce który pod przykrywką ataku terrorystycznego chce skroić gruby szmal. Bill nie jest szaleńcem, tylko trzeźwo myślącym, niemal genialnym przestępcą który jest gotów wybić pół miasta, wrobić kumpla i upozorować jego samobójstwo, a wszystko po to żeby zgarnąć kupę kasy i zniknąć. Takie moje małe przemyślenie:-)
Z drugiej czesci filmu wynika co innego. Nie chodzi o kase... chodzi o system.
Dlaczego Ted Bundy?
Jak dla mnie ten film to mieszanka postala i polskiej gry hatred czyli mózg rozje...Jak kolega poniżej pisze, też wydaje mi się że była to trzeźwa walka o system a nie o kasę, kasa to tylko nagroda za dobrze zrealizowany krwawy plan egzekucji miłych kochających ludzi ;).