Wszechstronnie utalentowany surfer, wyjątkowo odznaczający się odwagą i determinacją,
wybraniec piły przeznaczenia, ostatecznie gwiezdny jeździec krwiożerczych rekinów. Niezwykle
romantyczny, przy tym również praktyczny, bo po co komu kawałek martwej ręki, skoro wystarczy
nam świecący pierścionek dla naszej wybranki, której chcemy się znowu oświadczyć.
Całokształt filmu jest perełką wśród pomniejszych kpin, które jeszcze nie zasługują na słynną,
filmową malinę. Jestem pod ogromnym wrażeniem, jeśli chodzi o twórczość (czyt. idiotyzm)
Amerykanów. Dawno się tak nie ubawiłam. Gdyby można było przyznać punkty ujemne, z miłą
chęcią bym to zrobiła. Klapa, klapa, jeszcze raz klapa.
Po niespodziewanym sukcesie "Rekinada" (kręconego być może na poważnie), "Drugie ugryzienie" zdecydowanie miało być właśnie takie jakie jest - złe we wszystkich możliwych aspektach (cała ta seria jest w zasadzie kwintesencją tego co w kinie najgorsze). Wielce prawdopodobne, że za jakiś czas (w pewnych kręgach przynajmniej) "Rekinado" doczeka się, podobnie jak "Plan dziewięć z kosmosu", miana kultowego.
Co do idiotyzmu twórców, to cóż mogę napisać: jest popyt – jest podaż. Patrząc na popularność rodzimych "Trudnych spraw" i tym podobnych produkcji, odnośnie głupoty amerykańskich widzów wypowiadał się nie będę ;)