Dla mnie psują go te wszystkie elementy fantasy oraz filmu muzycznego. Porównania do Bohemian Rhapsody uważam za nietrafione: tamten film był tworzony w zupełnie innej konwencji i jednak zrobiony znacznie lepiej. Rocketman ma oczywiście swoje plusy np. walor biograficzny filmu. Nie będąc fanem EJ ale jednak doceniając jego twórczość, dzięki filmowi dowiedziałem się co nieco o jego dzieciństwie, młodości, relacjach rodzinnych czy procesie przeistaczania się bliżej nieznanego Eltona w megagwiazdę. Od strony psychologicznej jest to nawet całkiem fajnie pokazane. Myślę jednak, że robienie filmów biograficznych o osobach żyjących nie jest najlepszy pomysłem.
Film o Mercurym i Queen miał, jednak gorsze recenzje i opinie widzów, krytykowano scenariusz, ugrzecznienie filmu i głównego bohatera, oraz jakość scen muzycznych, min. nagłośnienie, dźwięk (za co film dostał Oscara).
Tu od początku miał to być musical z elementami biograficznymi i taki koncept, taką konwencję narzucił sam zainteresowany, czyli bohater filmu.
Też należę do mniejszości, której film Bohemian Rhapsody podobał się bardziej - nie ze względu na samą historię, tylko magię muzyki, którą tam czułam o wiele mocniej.