"[...]który nie chcąc wypaść z formy w wolnych chwilach toczy jeszcze towarzyskie walki z nieznanymi, młodymi bokserami"
to z opisu dodanego przez Kryptasa. Oj chyba nie uważnie oglądałeś ;/
O filmie nie powiem, że zły, ale na pewno można było lepiej.
Trochę niespójny był motyw z tą babką i jej synem. Fajny pomysł przywołanie samej postaci z wcześniejszych części, ale rola jej syna bez sensu. Właściwie kompletnie nic nie wnosi, a niby to nowy, młody kumpel Rocke'go. Nawet jest w jego sztabie podczas walki.
Sama walka już chyba nie mogła być lepiej obmyślona. Fajnie, że Rock jednak przegrał. Choć może trochę przegięcie ze złamaniem ręki(że jak ją złamał?).
Fakt, że sama walka nierealna, ale to przecież Rocky, więc tu bez zarzutów. Film nie tylko dla tych przecież co się znają na boksie ;)
Sceny z przeszłości, nostalgia z żoną, problemy z synem uważam za słabe. Tak sentymentalne, że aż śmieszne. No ale od reżyserki Sly'a trudno oczekiwać mokrych chusteczek ze wzruszenia.
7/10, nawet biorąc poprawkę, że to nie "normalny" film tylko jednak Rocky.