PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=653607}

Rust and Bone

De rouille et d'os
7,1 18 252
oceny
7,1 10 1 18252
6,4 9
ocen krytyków
Rust and Bone
powrót do forum filmu Rust and Bone

Nie jestem szczególnym entuzjastą kina francuskiego. Dotyczy to zwłaszcza dramatów; zbyt
wiele obejrzałem filmów znad Sekwany, które wydały mi się puste, smętne, estetyzujące,
udziwnione, spowolnione, tworzone jak gdyby w kontrze do Hollywoodu. M.in. dlatego nie
spieszyłem się z obejrzeniem „Rust and Bone”. I to był błąd, gdyż tak znakomitego filmu nie
oglądałem od dawna.

Najbardziej uderzającą cechą „Rdzy” jest rzadko spotykany, mocny realizm. Rzeczywistość
nieupiększona pod żadnym względem, co przejawia się w tym, jak poszczególne postacie
wyglądają, jak mówią, gdzie pracują i jak mieszkają, ale także w ich decyzjach, zachowaniach,
reakcjach. Szukając analogii dla tej konwencji najbliższym skojarzeniem były dla mnie filmy
Wojciecha Smarzowskiego oraz „Do szpiku kości” Debry Granik. Pomyślałem też o takich
filmach jak „Przełamując fale” von Triera czy „Dealer” Refna – ale tutaj jest już spora różnica. U
Skandynawów fabularna dosadność i wizualna surowość dawkowane są z pewną przesadą
(która, jak wiadomo, odbiera wiarygodność). Na tym tle „Rust and Bone” jest o wiele bardziej
autentyczny, realistyczny, przekonujący.

Para głównych bohaterów to kolejny atut filmu. Nieznany mi wcześniej Belg Matthias
Schoenaerts i znana bardzo dobrze Marion Cotillard stworzyli kreacje znakomite: niebanalne,
niejednoznaczne, realistyczne. Filmowy Ali to po części prostak i brutal, ale też silna
osobowość. Odważny, niezależny, bez kompleksów, lojalny wobec bliskich, choć okazywaniu
uczuć to nie jego specjalność. Jeszcze bardziej interesująca jest Spephanie, grana przez
Cotillard (więcej niż olśniewającą w „O północy w Paryżu” Allena). Cotillard gra tym razem
kalekę, kobietę bez obydwu nóg (jeśli powstanie remake w USA, to pewnie niewiele
hollywoodzkich piękności będzie rywalizowało o tę rolę). Gra Cotillard jest tak dobra, że jej
postać to po prostu Stephenie, treserka orek, silna, piękna kobieta, a dopiero w drugiej
kolejności kaleka.

Nieznany mi do tej pory reżyser Jacques Audiard udowodnił tym filmem, że należy do
reżyserskiej ekstraklasy. Oprócz oczywistych walorów „Rdzy” szczególną uwagę zwróciłem na
to, jak Audriard prowadzi z widzem swoistą grę, wykraczającą poza typowe zaskakiwanie
zwrotami akcji. Oto mamy scenę w parku rozrywki, gdzie liczny tłum podziwia tresurę orek. Na
pierwszy rzut oka fajne miejsce, ale już po chwili owacje tłumu plus głośny, prymitywny pop z
głośników odbierają temu epizodowi cały urok. I oto od pewnego momentu widzimy te same
orki w zwolnionym tempie, ich ewolucje są pięknie wykadrowane, tłum znika za wodną
mgiełką, a prostacka muza ustępuje miejsca subtelnej elektronice. W ten sposób reżyser
wydaje się puszczać oko do widza, na zasadzie: „Jasne, że przed chwilą był kicz. Dobrze wiem,
że wolisz styl Animal Planet. Jak widzisz, ja też”). Ale już za chwilę wiadomo, że ta zmiana
konwencji to nie była tylko zabawa stylistyczna, lecz konsekwentne budowanie dramaturgii
przed punktem zwrotnym filmu, jakim jest scena wypadku.

I tu największe zaskoczenie. Widz, który zdążył polubić postać Stephenie, rozumie jej szok, gdy
ta budzi się w szpitalu i odkrywa co się stało. Ja jednak zacząłem się obawiać, że od tej chwili
film pogrąży się w tonacji minorowej, będzie dominować depresja i apatia. Na szczęście nic z
tych rzeczy. Stephanie prowadzi aktywne życie, przeżywając całe spektrum emocji, na pewno
nie mniej intensywnych niż przed wypadkiem. A jednocześnie ani przez moment nie pojawia
się patos, wyciskanie łez czy inne tanie chwyty. Realizm filmu jest przez cały czas najwyższej
próby. Chapeau bas!

Zapraszam do odwiedzenia mego bloga: http://nowerekomendacje.blogspot.com/

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones