Bardziej historia kryminalna, czy jednak bardziej dramat psychologiczny? Trudno orzec, ale nietrudno zauważyć, że na schodach pierwszego Eastwood lekko się potknął, a na szosie drugiego wpadł w poślizg. Najpierw kwestia kryminalnej akcji. Może się mylę, ale przesłuchanie taśmy z nagranym zgłoszeniem domniemanej zbrodni zostało absurdalnie daleko odsunięte w czasie, choć logicznie rzecz biorąc powinno było stanowić jedną z pierwszych policyjnych czynności po wszczęciu dochodzenia. Dlatego nagłe odkrycie krótkiego, ale jakże znaczącego słówka „her” nie robi porywającego wrażenia przełomu w śledztwie, o jakie reżyserowi prawdopodobnie chodziło. W istocie rzeczy wrażenie jest żadne. Jednak zdecydowanie bardziej, niż wymienione, maleńkie przecież słówko drażni mnie naciągnięta psychologia dwójki z tercetu bohaterów, czyli Jimmy’ego i Seana. Nie czepiłabym się jej wcale a wcale, gdyby nie zdanie, które wypowiada Sean o tym, że wszyscy trzej są nadal jedenastoletnimi chłopcami zamkniętymi w piwnicy. Un momento. W piwnicy na pewno pozostał prześladowany wspomnieniami Dave, ale rozszerzanie skutków tego koszmaru na przyczyny problemów Jimmy’ego (działalność przestępcza i śmierć ukochanych osób) czy Seana (kryzys w małżeństwie) wydaje mi się przesadą. Dlatego to mające zapadać w pamięć zdanie o chłopcach zamkniętych w piwnicy nie bardzo do mnie przemawia. Jest taka scena, w której Jimmy’emu po zidentyfikowaniu zwłok córki na siłę wepchnięto w usta pytanie o to, co by było, gdyby to on, a nie Dave odjechał samochodem z pedofilami. Przepraszam, ale mało jest to dla mnie prawdopodobne, by zakochany w swej córce ojciec tuż po ujrzeniu jej zimnego ciała, chciał sięgać pamięcią w przeszłość i analizować, co by było gdyby. Nie przekonuje mnie ten aspekt filmu, ponieważ „piwnica z wilkami” to koszmar Dave’a, podczas gdy i Jimmy, i Sean mają swoje wilki, które szarpią im pamięć i serca. Paradoksalnie, w ostatecznym rozrachunku Dave stanie się wspólną „mystic river” dwu dawnych przyjaciół i ten właśnie pomysł uważam za jeden z najbardziej udanych w filmie Eastwooda.
Chciałoby się jeszcze porównać ten film do „Uśpionych” Barry’ego Levinsona, ale oba mają jedynie zbliżony punkt wyjścia. Jak w „Uśpionych” ostatecznie triumfuje zadośćuczynienie krzywd w iście „hrabiomontechristowym” stylu, tak w „Rzece tajemnic” żaden z pierwszoplanowych bohaterów nie znajduje ocalenia przed wilkami. Niejaką szansę otrzymuje jedynie Sean, lecz otwartą kwestią pozostaje, jak ją wykorzysta.
Doceniam role męskie: Tim Robbins na skraju szaleństwa, opętany rozpaczą Sean Penn i skryty, dystansowany Kevin Bacon stworzyli niemal równorzędne, dobre, choć niekoniecznie wybitne występy, dlatego wstrzymywałabym się z wyróżnianiem któregokolwiek Warte uwagi są również kobiety: Laura Linney jako oddana na dobre i na złe żona Jimmy'ego, prawdziwa opoka, typ "Hilary Clinton” oraz Marcia Gay Hayden stanowiąca jej „negatyw'”, zagubiona, sparaliżowana strachem, który doprowadza ją do popełnienia judaszowego uczynku wobec małżonka.