Kiedy już wydaje się, że powinien być koniec, dostajemy jeszcze jedną mocniejszą scenę. I tak chyba przez 20 minut. A właściwy koniec rozwala wszystko. Aż nie mogłem dojść do siebie. Cudo.
Masz racje - cudowne zakonczenie. Film czarno-biały a jakże kolorowy. Zobaczyłam w nim mnóstwo kolorów - kolorów życia.
Fajnie grali ci aktorzy, nawet nie musieli nic mówić, a wszystko można było odczytać z ich twarzy. A w kolejny piątek będzie na Kulturze Idol - film Raya z 1966.
matimat17, chciałam do Ciebie odezwać się na priv, ale z racji jakichś filmwebowych okrojeń nie byłam w stanie. Możesz napisać, co Cię urzekło w tych ostatnich 20 minutach, dlaczego nie mogłeś dojść do siebie? I te zdjęcia, kadry ostatnie, jakby zatrzymane, quasi-prasowe - jak je interpretujesz?
Przez ostatnie 20 minut, albo raczej od momentu wyjazdu brata, każda scena wydaje się ostatnią, ale po niej przychodzi jeszcze jedna, która całkowicie zmienia zaistniałą sytuacje. Wszystkie dość mocno działają na emocję.
Wygląd ostatnich kadrów to ma taki wygląd, ponieważ nawiązuje do opowiadania pisanego do gazety, przez tytułową kobietę, którego tytuł idealnie podsumowuje końcową sytuację.
"Rozbite gniazdo", o ile pamiętam. Tak, teraz już wszystko pojęłam, jak należy. Dziękuję. Masz dużą filmową wrażliwość. Przyjmij me zaproszenie do znajomych. :)