PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=493189}

Samotny mężczyzna

A Single Man
7,5 77 808
ocen
7,5 10 1 77808
7,9 25
ocen krytyków
Samotny mężczyzna
powrót do forum filmu Samotny mężczyzna

Po dwukrotnym obejrzeniu filmu i przeczytaniu książki mam pewne wątpliwości co do zakończenia historii. Cały film Forda jest mądry i świetnie zrobiony, ale finał - niestety - trąca banałem i jest mało wiarygodny. Wydaje się wręcz niemożliwe, żeby dziwnym zbiegiem okoliczności, akurat tego dnia, kiedy Falconer postanawia popełnić samobójstwo i kiedy jego życia zaczyna nabierać barw, umarł na zawał. Moim zdaniem zakończenie sugeruje raczej koniec DAWNEGO życia, życia z Jimem, koniec żałoby, oderwanie się od przeszłości. Podam następujące argumenty:
- życie George'a zaczyna się wreszcie układać. Dzień, w którym go poznajemy, jest dla niego w jakiś sposób przełomowy. W książce relacja Geo i Kennetha jest znacznie bardziej zagadkowa, ale film sugeruje mimo wszystko pewnego rodzaju "nowe otwarcie" w życiu profesora;
- kiedy George leży na podłodze, przychodzi do niego Jim. Zmarły partner nie wygląda jednak na kogoś, kto się wita i zabiera go na drugą stronę, ale raczej na kogoś, kto się żegna;
- Kenny stwierdza w barze, że rodzimy się i umieramy samotnie. Skoro w chwili śmierci u boku George'a pojawia się Jim, oznaczałoby to, że nie jest samotny, a zatem, że to jeszcze "nie jego pora" [logicy znajdą tu rozumowanie tollendo tollens :P];
- ponadto Kenny jasno mówi o tym, by odrzucić przeszłość i teraźniejszość i by skupić się na przyszłości. Być może Falconer, po ośmiu miesiącach od żałoby, bierze sobie te słowa do serca. W samym końcu filmu stwierdza on: "świat jest świeży, jakby dopiero co powstał". Sądzę, że w ten sposób decyduje się on na pożegnanie Jima i rozpoczęcie nowego życia (przynajmniej emocjonalnego);
- wreszcie, kiedy George łapie się za serce, chwyta ręką za... prawą stronę ciała. To może być tylko błąd w filmie, ale możliwa jest również interpretacja, że ból profesora nie ma źródła w fizycznie pojętym sercu;
- książka jest mniej jednoznaczna, ale i w niej padają przy tej scenie zdania warunkowe: "załóżmy, że...", "jeżeli..., to..." etc. Choć teoretycznie George umiera, trudno jest to przyjąć za pewnik.

Podsumowując, uważam, że całe zakończenie filmu zaświadcza o tym, iż George bezpowrotnie żegna się z Jimem. Dosłowna interpretacja finałowej sceny trywializowałaby, niestety, cały film, który jest, przynajmniej dla mnie, dziełem sztuki.
Będę wdzięczny, jeżeli fani filmu wezmą moją interpretację na warsztat i wyrażą własne zdanie na jej temat :)

Nie zgadzam się.
1. "Wydaje się wręcz niemożliwe, żeby dziwnym zbiegiem okoliczności, akurat tego dnia, kiedy Falconer postanawia popełnić samobójstwo i kiedy jego życia zaczyna nabierać barw, umarł na zawał."
Jest to jak najbardziej możliwe z racji dużej ilości przeżyć tego jednego dnia.
2. Ten dzień to BYŁO nowe otwarcie, ale niestety trwało bardzo krótko.
3. Książki niestety nie czytałam, nie mogę się odnieść. Na pewno to nadrobię.
4. Przyjście Jima w momencie śmierci Georga to było jasne nawiązanie do snu George'a, w którym po śmierci Jima przychodzi go pocałować.
5. Przyjście Jima miało charakter majaków umierającego umysłu, to oczywiste, że George umierał w samotności; jeśli już to to zdanie odnosiło się bardziej do tego, że Falconer umierał samotnie, kiedy Kenny był za ścianą.
6. Odrzucenie przeszłości - jak najbardziej, tyle, że nie zdążył się tym za bardzo nacieszyć - patrz punkt 2 ;)
7. Częsty błąd :)
8. Znowu książka, do której nie mogę się odnieść.

Mam nadzieję, że mój punkt widzenia coś wniósł do dyskusji.
Pozdrawiam :)

ocenił(a) film na 2

A mi się ta interpretacja wydaje całkiem prawdopodobna i o wiele ciekawsza niż czysto rozumiane zakończenie. Najbardziej przekonuje mnie, może i najbardziej błahy powód, to, że łapie się na prawą stronę klatki. Nikt o zdrowych zmysłach i krzcie rozumu nie pomyliłby gdzie znajduje się serce... Pomimo tego, że film nie przypadł i do gustu, głównie przez zakończenie, patrząc na nie z tej strony, film zyskuje w moich oczach. ;)

ocenił(a) film na 10
anetaa_a

Nie jest to związane z filmem, ale nie mogę się powstrzymać od uwagi: tak naprawdę (anatomicznie) serce znajduje się pośrodku klatki piersiowej, tuż za mostkiem (to ta kość łącząca żebra z przodu) i tylko jego koniuszek wystaje bardziej w lewo - ludzie czują więc "bicie serca" po lewej stronie (trudno, żeby czuli je przez kość), przez co w powszechnej opinii utarło się uważać, że "serce jest po lewej stronie". Dlatego np. histeryzujące nastolatki, którym wydaje się, że mają zawał, pokazują paluszkiem jak je z lewej strony kłuje serce... Tymczasem prawdziwy ból w zawale jest zazwyczaj silnym uciskającym bólem zamostkowym - a chorym, który wtedy łapie się pięścią za serce nie kierują wtedy "zdrowe zmysły" lecz umiejscowienie bólu po prostu ;). Tyle wstawki medycznej, pozdrawiam fanów filmu

ocenił(a) film na 2
Batri

A mostek jak wszyscy wiemy jest po środku a nie po prawej stronie. Może i nie jestem jakimś tam biologiem i może nie pamiętam już o co mi chodziło dokładnie w poprzednim komentarzu, ale dalej uważam, że przy zawale s e r c a raczej głupim zachowaniem jest łapanie się za prawą stronę klatki piersiowej.

Batri

Ha ha ,dokładnie. A tyle się ludziska nagadają o tym sercu po lewej stronie...;-)

pomyśleć, że potrzebne ci były aż 2 seanse i książka do takich wniosków. O tempora, o mores!

użytkownik usunięty
maskey

Bynajmniej, nie widzę w tym nic zdrożnego. Po pierwsze, jak widać, kwestii tej nie da się chyba zdecydowanie rozstrzygnąć. Po drugie, wolę się solidnie przygotować na merytoryczną debatę, bowiem nie pretenduję do miana głosiciela Prawdy Objawionej. W odpowiedzi stwierdzam, iż,, w rzeczy samej, jeden seans i poczucie niepokoju nim wywołane wystarczyło. Niemniej jednak, aby wszelka argumentacja była konkluzywna, a wnioski zasadne, należało włożyć nieco więcej wysiłku :)

'na rynku' jest wiele więcej ciekawszych filmów o większym kalibrze gatunkowym, którym należałoby poświęcić czas, zamiast tracić go na takie biczowanie się dość prostym filmem masowym. nie jest to może typowy blockbuster, ale jednak jest skrojony na mniej wymagającego widza, więc nie ma się co fascynować. end of story.

użytkownik usunięty
maskey

Gratuluję autorytaryzmu i traktowania swojego zdania jako obiektywnej opinii. Gratuluję również niezdolności do wyjrzenia poza schemat "prosty film masowy"/"niezwykle głęboki film DLA WYBRANYCH". Większy kaliber gatunkowy? Ciekawsze filmy? Hah, ośmielam się mieć inną opinię. Czekam na kolejny władczy komentarz z zakończeniem "end of [a/the!] story".

cóż za głupiec. właśnie dlatego portal filmweb tak właśnie wygląda. 6 zdań i mylisz się w każdym, kataklizm. Czekaj dalej. Ta złota myśl o wyglądaniu za schemat, po prostu ciemnogród. Nie ma nawet jak toczyć z tobą dyskusji bo wszystko rozumiesz na opak. Na sam koniec nie wychodzi ci nawet popis językowy, ręce opadają.

użytkownik usunięty
maskey

Już? Swoja własna, założona z góry teza - "filmweb - tyle umysłowej biedy !" - udowodniona? To zbieramy zabawki i wychodzimy z piaskownicy. Zwłaszcza, że megalomania, choć nie znajduje się na ICD-10, nie pomaga w "dyskusji".

jednak podskórnie miałeś nadzieję, że swoją postawą: obejrzę film amerykański 2 razy i doczytam książkę, żeby mieć pewność czy go zrozumiałem; oraz: ty przeintelektualizowany bucu tworzący pseudo-obiektywne opinie nie będziesz mi truł o jakiś głębszych filmach, widziałem 1 poważny film w życiu więc MOGĘ, OŚMIELAM SIĘ mieć własną opinię!oh! (...) przekonasz mnie, że moja z góry założona teza o umysłowej biedzie na filmwebie jest błędna.
Nie.
(zakładam że za kilkadziesiąt lat obejrzysz wreszcie coś poważnego)

użytkownik usunięty
maskey

Tak xD

użytkownik usunięty
maskey

Nieładnie edytować komentarz, żeby pasował do odpowiedzi :-) Ale czy ja się spodziewałem poważnej dyskusji po takiej osobie? No cóż, przyznaję, od pierwszego wpisu - nie. Spodziewałem się... No właśnie tego, co robisz. Temat dyskusji jest jasno określony, robisz offtop, piszesz bzdury, atakujesz mnie, więc może powiem tyle. DZIĘKUJĘ! Bo już się bałem, że mój komentarz przejdzie bez echa.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
użytkownik usunięty
maskey

Post zgłoszony, "nieprawda" pisze się razem, wciąż dziękuję za podbijanie mojego tematu na pierwsze miejsce i nabijanie liczby postów (ludzie wejdą tu, myśląc, że toczy się ciekawa dyskusja, do której warto się przyłączyć). Zaraz chyba zrobię sobie screena na pamiątkę, i będę się chwalił kolegom, jak ktoś, kto próbuje obrażać innych, najbardziej i najzacieklej atakuje samego siebie :-) Pozdrawiam!

rzeczywiście, zabiłem siebie "na śmierć" przez napisanie nie prawda osobno. Rób sobie screeny, gratuluję. Temat żyje, bo wyśmiewam jego twórcę, który ośmiesza się już w pierwszych wyrazach swojej wypowiedzi. Zgłaszaj sobie co chcesz, ważne że zrozumiałeś co napisałem, nawet ze śmiercionośnym napisaniem nie prawda rozłącznie. Tak czy tak, udowodniłem ci nie prawdę -> możesz robić na cześć tego pamiątkowe zdjęcia.

Koniec końców, jak wspomniałem -> wyśmiałem fragment z którego należało się wyśmiać. Masz zbyt wysokie mniemanie o sobie, a że nie słabnie - to chyba norma. Taki typ człowieka. Widać dopiero puścili cię z łańcucha i dobijasz się do filmów ciekawszych od Władcy pierścieni czy innych Avatarów.
Jest to dosyć łatwo dostrzegalne - rozrzucanie 10 na lewo i prawo przy filmach które choć w minimalnym stopniu zmuszają do myślenia.
Tak btw. Port Miłość wcale nie jest arcydziełem filmowym. Kino skandynawskie słynie z obrazów skupionych wokół surowego egzystencjalizmu, dla amatora może to rzucać na łopatki, ale bez przesady. Powstrzymaj konie.

użytkownik usunięty
maskey

Zrozumiałem, co napisałeś i rozbawienie mnie nie opuszcza. Mam miłą rozrywkę w sobotnie popołudnie. Piękny długi komentarz, ale ja - choć mógłbym odpowiedzieć (w końcu obejrzałem te 500 filmów, czasem wcale niezłych) - zacytuję, tym razem polskiego klasyka: "nie chce mi się z Tobą gadać". Pozdrawiam!

ale zauważyłeś, że nie udało ci się ani razu odnieść rzeczowo do moich zarzutów? Założyłeś temat na zasadzie "Niebo jest niebieskie" i czujesz ogromne zadziwienie, że ktoś zwrócił ci uwagę.
Wcale niezłych w twoim rozumieniu filmów. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.

W każdym swoim postulacie miałem rację - jak widać. Ty sobie troche pokipiałeś, poudawałeś że masz dystans, poszukałeś błędów ortograficznych zgodnie z 1 zasadą filmwebu, nie zmieniło to jednak stanu rzeczy. Miałem rację.

użytkownik usunięty
maskey

Założyłem temat, albowiem chciałbym skonfrontować się z tymi ludźmi, a jest ich - kocham to wyrażenie - WCALE niemało, którzy rozumieją zakończenie tego filmu dosłownie. Jako że jednak interesuje mnie ten obraz, w jakiś sposób przejął mnie, zainspirował i zachęcił do lektury książki, wypracowałem pewną interpretację, którą chcę skonfrontować z poglądami innych. Książka, jak i film nie są oczywiste, a na rzecz, że jest inaczej, nie przedstawiłeś żadnych argumentów. Isherwood napisał świetny kawałek prozy, Ford zrobił do niego świetny film - w obu przypadkach zakończenie nie narzuca się samo, stąd proszę innych o ocenę co do trafności moich podejrzeń. Jak widać po dyskusji, panuje rozbieżność w temacie. Jeżeli zgodzić się z tym, co napisałem, mój temat nie brzmi "Niebo jest niebieskie". Mam nadzieję, że docenisz to rzeczowe odniesienie do treści Twoich zarzutów?

jakież to odniesienie? Zakładasz istnienie ludzi jeszcze mniej ogarniętych od siebie , "którzy rozumieją zakończenie filmu dosłownie" i postanowiłeś górnolotnie im pomóc - tak misyjnie. To wspaniałe. To czemu moje wyśmiewanie z tego, jak i z przygotowania, jest tak piętnowane?
Teraz czekam na temat informujący nas wszystkich, że żyjemy na Ziemi wraz z argumentami podpierającym tą tezę. Wszak istnieją w naszej rzeczywistości (póki co nie nazywajmy jej Ziemią) ludzie, którzy myślą inaczej.

użytkownik usunięty
maskey

Biedny, sfrustrowany Internauto! Wnioskując po Twoich wypowiedziach, istnieją dwie opcje: (a) albo jesteś taki w normalnym życiu; (b) albo jesteś taki tylko w Sieci. W przypadku (a) współczuję wszystkim ludziom, którzy mają kontakt z takim poziomem zarozumialstwa i samouwielbienia. Najwyraźniej nie masz życia osobistego i chcesz pokazać światu jaki jesteś wspaniały, oglądając filmy, których prócz Ciebie i reżysera nikt inny na świecie nie widział, a wszystko, co bardziej popularne nazywając szmirą. Być może wydaje Ci się, że Twoje wypowiedzi kogokolwiek obchodzą. Prawda jest zaś taka, że rozmawiam z Tobą tylko dlatego, że chcę sobie dostarczyć rozrywki - dawno nie widziałem tak zaawansowanego przypadku klinicznego. Ale w rzeczywistości zapomnę o tej dyskusji już dzisiejszego wieczoru. Pozostaną po Tobie tylko miałkie myśli i Twoje poczucie, że pokazałeś innym jaki jesteś wspaniały i inteligentny. Twoje komentarze przyniosły jednak skutek odwrotny od zamierzonego. Pokazałeś swoją ofensywność, swoje bezkrytyczne podejście do własnej osoby i pogardę dla świata. Za tą pogardą nie kryje się jednak prawdziwa mizantropia czy przekonanie o jego marności, ale własna, stanowczo zawyżona, samoocena, którą próbujesz budować czyimś kosztem.

Jeżeli zaś poprawne jest przypuszczenie (b), to jesteś cynicznym przypadkiem trolla. W tym aspekcie muszę Ci pogratulować. Jesteś jednym z inteligentniejszych trolli, jakich widziałem. Ale troll to w istocie nadal marna kreatura, żerująca na zainteresowaniu innych. Udało Ci się kupić trochę mojego czasu, ale to ja z rozbawieniem i - muszę przyznać - pewną dozą ekscytacji smażę teraz kolejny komentarz, czekając na odpowiedź. Każde Twoje przypuszczenie na mój temat okazało się błędne. Wszystko, co tu robimy to maskarada. Zgrywasz inteligentnego, skrywając własne kompleksy, objawiające się w zadufaniu i "poniżaniu" innych. Ja zgrywam trochę złego na Ciebie i broniącego swoich racji, ale w gruncie rzeczy nie obchodzi mnie ani ta dyskusja, ani Twoje zdanie, ani Ty. Teraz odejdę od komputera i zajmę się swoim życiem. Mam nadzieję, choć wątpię w to, że i Ty takowe masz. I nagle wszystko okaże się niczym, jak tylko Twoim straconym czasem i moją ironią, Twoimi nic niewnoszącymi do tematu uwagami i ignorowaniem tych uwag ze strony wszystkich innych. Nikt nawet nie przeczyta naszych wypowiedzi, ale jestem usatysfakcjonowany.

Drogi Internauto! Poziom intelektualny to nie wywyższanie się - to przede wszystkim pokora. Szafowałem cnotą pokory podczas "dyskusji" z Tobą, dopóki było to możliwe. Teraz zaś mogę stwierdzić otwarcie: było warto. Zobaczyłem wszystko, co skrywa pseudo inteligencja, prawdziwa (a) czy tylko przybrana na potrzeby internetowej dyskusji (b). Pozdrawiam Cię, nienawistny marynarzu! Wojuj ze światem dalej! Świat w zamian może Cię znienawidzić. Ja nie. Ja się tylko po sokratejsku ze wszystkiego śmieję. PS. Tak, to mój ostatni komentarz.

przecież twoje wnioski są tak błędne, że nawet nie ma skąd zaczynać.
Nowa era - czas wyśmiewania się z dobrych filmów. Czy to moja wina, że ludzie nie lubią oglądać dobrych filmów, więc w twoim rozumieniu świata "nikt inny ich na świecie nie widział"? Przecież to jakaś bzdura nad bzdurami. Nowa era - czas wyśmiewania się z dobrych filmów. Dziękuję filmwebie. Dziękuję jarocki z lublina.
Nie krytykuje omawianego filmu ustawowo - PONIEWAŻ JEST TAK POPULARNY, tylko dlatego, że jest zwyczajnie zwykły. Film zwykły nazywam zwykłym i śmieję się z ludzi, którzy ogłaszają oświecone opinie jakie to ARCYDZIEŁO. Fakt, że oglądam filmy OBIEKTYWNIE DOBRE, czyli filmy którym w rzeczowej dyskusji nie da się niczego zarzucić, których w logiczny sposób nie ma jak skrytykować oprócz "jarockiego": Nikt na świecie tego nie ogląda, (podparte to oczywiście faktami i analizą społeczną) ułatwia mi stwierdzanie czy film jest zły słaby czy zwykły niczym nie wyróżniający się.

Strasznie gubisz się w tej swojej próbie przejrzenia mojej osoby. Wylewają się tu i tam oskarżenia o moje wywyższanie się przy jednoczesnym wyśmiewaniu oglądanych przeze mnie OBIEKTYWNIE DOBRYCH filmów. Zaraz po tym mieszasz trollowanie z kompleksami a to jeszcze z uwielbieniem poniżania innych. Zaraz obok sugerujesz brak życia, odpowiadając na każdy mój komentarz zaraz po jego ukazaniu.
Obserwując to z dystansu wygląda to jak plątanie się sierotki we mgle / rzucając przypadkowe myśli/przemyślenia.
No i jeszcze to stwierdzenie że to ostatni komentarz po tym, jak stwierdzasz, że czekasz na kolejny komentarz. Pewnego rodzaju nawałnica myśli podczas tego pisania sokratejskiej odpowiedzi.

ocenił(a) film na 8
maskey

co za belkot fullproleta...

Wikus_Van_De_Merwe

co za głupi komentarz
zalecam Zupełnie inny weekend (2011)

użytkownik usunięty
maskey

przeintelektualizowany bucu tworzący pseudo-obiektywne opinie, który ośmiesza się możesz robić na cześć tego pamiątkowe zdjęcia. Masz zbyt wysokie mniemanie o sobie, a że nie słabnie - to chyba norma. Taki typ człowieka. Widać dopiero puścili cię z łańcucha Ty sobie troche pokipiałeś, poudawałeś że masz dystans Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Nie mów już więcej o sobie

użytkownik usunięty
maskey

Bez złośliwości wobec autora wątku - przyjemnie jest czytać, tak rzadkie tutaj, wypowiedzi ludzi myślących. Pozdrawiam

użytkownik usunięty
maskey

cóż za głupiec muszący się dowartościować obrażaniem innych i pisaniem skomplikowanych zdań znaczy głupich komentarzy.

przecież to ty mnie obrażasz nie mając nic do powiedzenia..


Użyłem argumentów logicznych by udowodnić swój punkt widzenia, osoba z drugiej strony nie użyła argumentów logicznych, ty nic nie zrozumiałeś więc mnie wyzwałeś i doczepiłeś jakieś poczucie wyższości.
Ta wymiana zdań jest z 2013 roku. Przykro mi że od tego czasu nie rozwinąłeś u siebie inteligencji tylko obrażasz innych bezpodstawnie.
Fizyki też nie rozumiesz, dlatego jesteś wyznawcą płaskiej Ziemi?
"Bo okrągła Ziemia jest taka przeintelektualizowana."

Nie mów już więcej o sobie. Nie pisz nic.

ocenił(a) film na 9

Ciekawe podejście do tematu. Twoja interpretacja wydaje mi się logiczna i prawdopodobna, chociaż nie zgodzę się z tym, że dosłownie potraktowane zakończenie jest trywialne. Niestety nie czytałam książki, ale uważam, że cały film, oprócz tego, że zachwyca wizualnie, jest bardzo gorzki. Tytuł mówi o głównym bohaterze 'single', lecz on jest bardziej niż 'single', on jest 'lonely' (używam angielskich słów, bo ich polskie odpowiedniki, są takie same a ich znaczenie zależy od kontekstu). I nie tylko on jest samotny. Właściwie każdy z bohaterów (Kenny, Charlotte) jest samotny. I każdy z nich nie umie odnaleźć się w świecie. George podejmuje decyzję o odebraniu sobie życia, przygotowuje wszystko, planuje. Ale jest tak jak w tym zdaniu, które pada w filmie ("rzadko jest tak jak planujemy") i paradoksalnie jego ostatni dzień, nabiera intensywnych barw. George żegna się ze światem, smakuje go i właśnie wtedy odkrywa, że ma on wiele kolorów, o których zapomniał lub, których jeszcze nie poznał. Postanawia więc zostać. I umiera. Banalne? Możliwe. Ale chyba takie właśnie jest życie. Zabiera nam to, na czym nam zależy w najbardziej nieoczekiwanym momencie, psuje nasze plany, dopuszcza do zrealizowania najbardziej absurdalne scenariusze. Oczywiście nie neguję Twojej interpretacji, ale myślę, że w dosłownym traktowaniu końcówki nie ma nic złego. Możemy sądzić, że George naprawdę rozpoczął nowy rozdział, że przestał być samotny, że wiódł szczęśliwe życie. Ale to bardzo optymistyczna wersja. Może on po prostu umarł. Nie dostał szansy by nacieszyć się światem. Nie mógł być na nowo szczęśliwy. Nie dane mu było być kimś innym niż 'samotnym mężczyzną".

użytkownik usunięty
kiss_in_paris

Dzięki za opinię - doceniam każdy głos. Film przejął mnie na tyle, że być może nie potrafię - bo nie chcę, przyjąć najprostszego wyjaśnienia. Nie chcę wierzyć, że samotny George, cierpiący "a single/lonely man", umiera w chwili, kiedy dostaje od losu drugą szansę. Z drugiej strony, mój ulubiony pisarz francuski, Michel Houellebecq, został kiedyś zapytany dlaczego postaci w jego książkach umierają. "Cóż, odpowiedział, ponieważ ludzie w życiu również umierają". Jeżeli iść takim tropem, to istotnie, zakończenie A Single Man jest bardzo życiowe. Ale, jak podkreślam, nie chcę wierzyć w taką interpretację. Zwłaszcza, że tak film, jak i książka, opiera się na pewnej dwuznaczności i otwartości finałowej sceny.

ocenił(a) film na 9

Myślę, że na interpretację wpływają również moment w którym coś czytamy/oglądamy, więc każdy trochę inaczej odbiera jakieś dzieło. I może ja, gdy będę oglądać ten film, powiedzmy za rok, zobaczę w nim jeszcze coś innego. A wracając do tej dwuznaczności. Może właśnie o to chodzi. Widz sam ma za zadanie wybrać, co stało się z bohaterem. Czy skończył swoje życie, w chwili, kiedy nagle wszystko nabrało ponownego sensu, czy wręcz przeciwnie, zakończył pewien etap i znowu zaczął prawdziwie żyć. I muszę przeczytać wreszcie książkę, może wtedy inaczej będę patrzeć na film.

ocenił(a) film na 8

A mi Twoja interpretacja wydaje się prawdopodobna. Bohater w ostatniej scenie, nie wydawał się umierający. A Jim występujący w jego wizji faktycznie nie sprawiał wrażenia, jakby go brał do siebie, a żegnał raczej i oddawał życiu, które na niego czekało.

ocenił(a) film na 10
ceciliadiana

A dla mnie oba te pocałunki (na początku i na końcu) były tym ostatnim namaszczeniem, którego w rzeczywistości zabrakło. Człowiek nie jest samotny - albo ma drugą połowę (1), albo kogoś tuż za drzwiami (2) - a jednak umiera samotnie. A samotna śmierć jest straszna. Dlatego te namaszczenia są tak ważne.

ocenił(a) film na 10

Nie chciałbym upraszczać sprawy, ale wydaje mi się, że trzeba przyjąć rzeczy "as they are". Człowiek miał się zabić - a rozpoczął życie na nowo. Miał już rozpocząć życie na nowo - a umarł. Taka przerażająca prostota. I bezbronność przed losem, niweczącym wszystkie plany. To wrażenie wzmacnia wcześniejsza głupia i bezsensowna śmierć partnera, która sprawiła, że całe życie drugiej osoby się zawaliło. Tak to odbieram.

Ale jest też i inna możliwość. Człowiek dostaje od losu szansę, ale NIE CHCE z niej korzystać. Już raz sobie odmówił (z Kortajareną). Jakie "układanie życia na nowo", kiedy dopiero co pochowało (i to zaocznie, bez możliwości podzielenia się bólem z innymi) partnera? Może los mu właśnie pomógł odejść - bo sam nie potrafił?

Bardziej mnie zastanawia wątek z brakującymi psami, którego nie zrozumiałem.

ocenił(a) film na 9
kiss_in_paris

Zgadazam się właśnie z tą opinią. Ja też jestem zdania że takie właśnie jest zakończenie, dosłownie takie. Mi też było przykro, że tak się to zakończyło ale inaczej tego nie odczytuje. Film bardzo dobry.. Siedzi w głowie.

ocenił(a) film na 9

TAK TO BYŁO ! Ja myślę że tak na prawdę ten cały Kenny nie był taki dobry jak się wydawało - chciał się zbliżyć do Georga bo miał w tym jakiś interes, prawdopodobnie chciał żeby Georg załatwił mu dobrą posadkę w uczelni, zwiedział się że jest gejem ( nie wiem jak ale jakoś)i chciał go uwieść, zresztą w tej scenie co poszedł po opatrunek i zobaczył zdjęcie nagiego Jima to zrobił taki chytry uśmieszek a potem jak ten kazal mu ściągnąć mokre ciuchy to stał przed nim na chwilę nagi sądząc pewnie że Georg się na niego rzuci z łapskami albo że się chociaż podnieci na jego widok - a tu nic :) Kenny zabrał broń profesorkowi bo wiedział że jak się stary kropnie to nic z jego planu nie będzie. Georg był głupi i naiwny ale w końcu otrzeźwiał i jak zrozumiał jaka jest prawda to pier****oł na zawał i odszedł do "lepszego świata" ;) END

użytkownik usunięty
Iwoniczanka

Sad but true. W Twojej interpretacji inaczej rozłożone są akcenty, ale ja również miałem takie wątpliwości. Zupełnie nie rozumiem po co Kenny brał broń. I dlaczego tak uśmiechnął się na widok zdjęcia. Dodam tylko, że w książce nie ma tych momentów.

Z drugiej strony, Kenny mógł się uśmiechnąć na widok zdjęcia George'a, gdyż potwierdziły się jego przypuszczenia, iż profesor jest homoseksualistą. A wzięcie broni? Cóż, był pijany. A poza tym, być może całkowicie bezinteresownie chciał ocalić Geo życie. Jeżeli tak, to być może wtedy właśnie profesor zdał sobie sprawę, że ktoś o niego dba, że ktoś się nim zainteresował, że wreszcie przestał być samotnym mężczyzną z niezabliźnioną raną w sercu po śmierci Jima. W tamtej chwili Jim odszedł... Jeżeli zatem uśmiechu Kena nie traktować jako chytrego oraz odrzucić jego egoistyczne pobudki, to - paradoksalnie - coraz bardziej utwierdzam się w swojej interpretacji.

Tak czy inaczej, dzięki za komentarz :). Zwróciłaś moją uwagę na elementy, które wcześniej mi umknęły. Twoje rozumienie, choć - delikatnie mówiąc - druzgocące, jest kolejnym, które warto brać pod uwagę.

użytkownik usunięty

Kenny bierze rewolwer, aby ocalić profesora. Działa na poły impulsywnie i racjonalnie. Tak to odebrałem. Nie widzę w nim lęku przed seksualnością profesora; widzę fascynację odmiennością. Kenny także jest / czuje się inny. Wielkość dzieła Forda polega moim zdaniem - między innymi - na tym, że nie celebruje orientacji głównego bohatera. Zajmuje się jego wrażliwością. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 8

Odniosłam identyczne wrażenie. Widok zdjęcia, które znalazł w szufladzie, po ludzku go ucieszył, bo pewnie jako młody, nieśmiały chłopak, początkujący w relacjach międzyludzkich, krępował się swojej orientacji i bał się wyśmiania, nie był na 100% pewien orientacji George'a. A biorąc rewolwer, chciał ocalić mężczyznę, w którym się zakochał.

użytkownik usunięty
ceciliadiana

Tak. Nazwałbym to lgnieniem, potrzebą - by tak rzec - pozaświadomą, niewinną. Być może więc to była miłość. :-)

ocenił(a) film na 8

to rzeczywiscie ma sens co piszesz, ja dodalbym jeszcze, ze jak na trupa - to wyglądal mi nader zyjąco, nawet mi sie zdaje, ze na samym koncu, jakby znowu wlasnie odzyl/ sie ocknąl i zdaje mi sie, ze nawet zamruga jeszcze oczami.... - A oprocz tego, czyzby nie byloby to bardziej do wersji ze smiercią przekonowujące, jakby wtedy, jak przystedl do niego Jim, to wziąlby go ze sobą, zamiast go tam wlasnie zostawiając? Nigdzie niestety nie udalo mi sie dotrzec to tego zalozenia - wszyscy piszą naprawde zylko i jego zawale i smierci.... Po drugie - co dziwne i co mnie najbardziej zastanowilo i w pierwszym momencie myslalem ze sobie ktos jaja robi - widac wyraznie, ze Falconer podczas ataku, chwyta sie za prawą strone klatki piersiowej - moze mi to ktos potwierdzic?

ocenił(a) film na 8
Wikus_Van_De_Merwe

no... znalazlem te scene i rzeczywiscie - no jak Boga kocham - koles lapie sie za serce po prawej stronie... :0???
http://movieclips.com/wEjBd-a-single-man-movie-the-way-it-was-meant-to-be/
<object width="400" height="266" type="application/x-shockwave-flash" data="http://movieclips.com/e/wEjBd/0/127.84" style="background: #000000; display: block; overflow: hidden;"> <param name="movie" value="http://movieclips.com/e/wEjBd/0/127.84" /><param name=FlashVars VALUE="autoPlay=false"><param name="allowfullscreen" value="true" /> <param name="bgcolor" value="#000000" /> <param name="wmode" value="transparent" /> <param name="allowscriptaccess" value="always" /> <embed src="http://movieclips.com/e/wEjBd/0/127.84" FlashVars="autoPlay=false" type="application/x-shockwave-flash" allowfullscreen="true" movie="http://movieclips.com/e/wEjBd/0/127.84" wmode="transparent" allowscriptaccess="always" ></embed> </object> <div style="margin: 0; padding: 1px 0 0 0; width: 400px; height: 27px; background: #000000; -moz-border-radius-bottomleft: 4px; -webkit-border-bottom-left-radius: 4px; border-bottom-left-radius: 4px; -moz-border-radius-bottomright: 4px; -webkit-border-bottom-right-radius: 4px; border-bottom-right-radius: 4px; text-align: center; line-height: 11px;"> <a href="http://movieclips.com/wEjBd-a-single-man-movie-the-way-it-was-meant-to-be/ " style="font-family: Helvetica Neue, Helvetica, Arial, Sans-serif; font-weight: normal; font-size: 10px; color: #00aeff; text-decoration: none;">The Way It Was Meant to Be</a><br /> <a href="http://movieclips.com/ni6q-a-single-man-movie-videos/" style="font-family: Helvetica Neue, Helvetica, Arial, Sans-serif; font-weight: normal; font-size: 10px; color: #ffffff; text-decoration: none;">A Single Man</a> <a href="http://movieclips.com/" style="font-family: Helvetica Neue, Helvetica, Arial, Sans-serif; font-weight: normal; font-size: 10px; color: #cccccc; text-decoration: none;">at MOVIECLIPS.com</a></div>
http://movieclips.com/wEjBd-a-single-man-movie-the-way-it-was-meant-to-be/

ocenił(a) film na 9

Tylko trzeba pamiętać, że serce nie znajduje się idealnie po lewej stronie, a raczej pośrodku, aczkolwiek koniuszek wystaje na lewo i dlatego jak ktoś jest szczupły, to widać bicie serca gdy obserwujemy klatkę piersiową. Co nie zmienia faktu, że ból raczej promieniuje do lewej kończyny górnej, nie prawej, a w ostatniej scenie George łapie się za prawą stronę. Warto też wspomnieć, że na początku filmu idąc do kuchni bohater również doznaje bólu, ale tym razem chwyta się prawą ręką za lewą stronę klatki piersiowej.
Co do dylematu, czy George umiera czy też nie - uważam, że tak, umiera na zawał. W książce zresztą jest to dobitnie opisane; autor nawet dokładnie pisze o odkładaniu się jonów wapnia na powierzchni komórek śródbłonka naczyniowego :P Mówi o zatrzymaniu akcji serca, o śmierci pnia mózgu i kory mózgowej, o płucach, tętnicach. Sugeruje, że gdyby zamknięcie światła naczynia dotyczyło jakiejś innej gałęzi, to lekarze mogliby sobie z tym jakoś poradzić. Nie widzę powodu, żeby twórcy filmu mieli to zmieniać, zwłaszcza, że o poranku bohater odczuwa już jakieś objawy, a nie wiemy czy nie miewał ich wcześniej. Możemy oczywiście doszukiwać się jakichś wymyślnych interpretacji kończących się happy end'em, ale nie sądzę, że ta najprostsza interpretacja miałaby być gorsza. Wręcz przeciwnie - los płata George'owi figla; kiedy odstępuje od próby samobójczej i kiedy godzi się ze swoim losem i chce zacząć nowy etap w swoim życiu, a także pali w kominku wszystkie listy pożegnalne - po prostu umiera. No takie jest życie - śmierć zawsze przychodzi w złym momencie i nikt jej nie uniknie. Czy mało prawdopodobne wydaje się, że jednego dnia mógł próbować popełnić samobójstwo i umrzeć z innej przyczyny? Różne przypadki się zdarzają, kardiolodzy nawet umierają na zawały, choć by się mogło wydawać, że akurat choroby serca nie powinny ich dotyczyć. Można iść ulicą i jakaś doniczka albo kawałek gzymsu może spaść człowiekowi na głowę. Poza tym to jest film, to jest dzieło, które w niecałe dwie godziny ma przedstawić jakąś ideę, jakieś przesłanie; nie można wszystkiego brać dosłownie. Owszem, błędy i nieścisłości strasznie rozpraszają w trakcie oglądania filmu, ale szczerze mówiąc ja nawet nie zwróciłem wcześniej uwagi na to, za którą stronę chwyta się George ;) I od początku zakładałem, że umiera. A pocałunek Jima jest swoistą klamrą; nawiązuje do sceny snu z początku filmu, gdzie George podchodzi do swojego martwego partnera i czyni dokładnie to samo. I o ile ta pierwsza scena to zdecydowanie jest sen, to tak naprawdę dla mnie nie ma znaczenia czy tę ostatnią nazwiemy przywidzeniem umierającego człowieka czy zinterpretujemy ją w kategoriach symbolu, który nie musi mieć związku z rzeczywistością. Po prostu, Jim umiera w wypadku sam (no pomijam już towarzystwo pieska :P) i George przynajmniej tym wyśnionym pocałunkiem próbuje się z nim pożegnać, zwłaszcza że nie miał możliwości uczestniczenia w jego pogrzebie; George również umiera w samotności (bo Kenny jest za ścianą i raczej się nie obudzi, a nawet jeśli to wiele mu już nie pomoże), a Jim przychodzi do niego także w garniturze (co traktuję jako środek artystyczny, żeby ładnie zapiąć klamrę), aby uczynić dokładnie to samo.
Kolejnym elementem, o którym warto wspomnieć i który również powinien skłonić wszystkich do uznania śmierci bohatera są przepiękne zdjęcia Eduarda Grau i zabawa filtrami. Kiedy George jest sam, wszystko dookoła jest ponure, szare, kiedy wracają wspomnienia szczęśliwych chwil spędzonych z Jimem lub też pozytywne niespodzianki w ciągu dnia (relacja z Kennym, rozmowa z Carlosem, rozmowa z dziewczynką z sąsiedztwa w niebieskiej sukience, uśmiech sekretarki, kobieta z pieskiem na parkingu, roznegliżowani studenci grający w tenisa) wszystkie te kadry nabierają koloru, a w zasadzie cała sekwencja końcowa jest już przedstawiona w ciepłej tonacji kolorystycznej. Jednak w ostatnim kadrze filmu, który przedstawia George'a leżącego na podłodze ten kolor wygasa. Dla mnie to kolejne potwierdzenie jego śmierci. Obejrzałem dokładnie tę scenę; owszem, on się jeszcze przez jakiś czas porusza, ale w ostatnich kilku sekundach filmu leży już nieruchomo. Przecież nie umiera się tak w ciągu sekundy.
Swoją drogą zastanawiałem się zawsze jak Kenny wytłumaczyłby się później z całej sytuacji, no bo rano na pewno by odnalazł martwego George'a i niektórzy byliby zainteresowani co robił w nocy w domu swojego profesora. Zwłaszcza, że Ameryka w tamtych czasach nie była jeszcze taka tolerancyjna, o czym świadczy ogromna powściągliwość George'a w trakcie całego filmu w relacjach z mężczyznami; już nieistotne czy nie interesuje się nimi ze względu na żałobę po partnerze czy dlatego, żeby się nie ujawniać.
Co do intencji Kenny'ego - ja nie widzę chytrego uśmieszku kiedy znajduje roznegliżowane zdjęcie Jima, wręcz przeciwnie - powagę, zainteresowanie, a nawet lekkie zaskoczenie. Przygląda się temu zdjęciu z uwagą, ogląda się za siebie czy nie ma George'a, ale równie szybko zamyka szufladę. Nie ma mowy o tym, żeby coś wcześniej knuł. Wydaje mi się, że po prostu profesor mu zaimponował. Poczuł, że profesor jest inny niż pozostali wykładowcy, ma odmienny punkt widzenia, a wykład o Huxley'u, który przeradza się w dyskusję na temat strachu tylko potwierdza jego odczucia. Przecież mówi do George'a, że chętnie by widział więcej takich wykładów, a on na to, że nie wszystkim by się takie otwarte, nietradycyjne podejście spodobało. Myślę, że wiele osób przeżywa fascynację swoimi nauczycielami/nauczycielkami i nie chodzi mi tu o jakąś fascynację erotyczną, tylko podziwianie autorytetu. George jest dla Kenny'ego autorytetem, imponuje mu. Dlatego chłopak szuka sposobności, aby się z profesorem na osobności umówić i poznać go z bardziej prywatnej, osobistej strony. A ta spontaniczna kąpiel w morzu to taka niewinna, pozbawiona ze strony Kenny'ego wszelkiego kontekstu seksualnego oznaka triumfu młodości, próba zmniejszenia bariery między nim a profesorem. Poza tym on się o George'a przejmuje, widzi jego problemy i proponuje mu przyjaźń. Natomiast po znalezieniu zdjęcia trudno mi ocenić jakie intencje mu dalej przyświecają. Ogólnie widać w całej tej relacji pewne zakłopotanie George'a. Bardzo wyraźnie można zaobserwować, że Falconer walczy ze sobą - z jednej strony chłopak w jakimś sensie mu się podoba, na pewno też fizycznie, a zmiany filtrów pozwalają sugerować, że również intelektualnie, ale jednocześnie musi się pilnować, żeby nie zdradzić swojej orientacji, jak również żeby nie zostać posądzonym o romans ze studentem, molestowanie może? A i też pewnie ze względu na żałobę po zmarłym (młodszym!) partnerze. Widać nawet jego wahanie przed wejściem do wody - Kenny kompletnie nie czuje się skrępowany, rozbiera się do naga i żwawo wskakuje do wody; George przystaje na chwilę, patrzy na to co zrobi Kenny i dopiero dołącza się do niego. Również w trakcie opatrywania rany Falconer pochłania chłopaka wzrokiem, ale absolutnie nie reaguje na jego "propozycję" (nawet nie wiem jak mam interpretować to zachowanie). Myślę, że profesor jest całkowicie usatysfakcjonowany zbliżeniem intelektualnym z tym młodym człowiekiem, bliskość fizyczna nie jest mu tak potrzebna, bo i jest ulotna. Zresztą podobna gra intencji odbywa się w spotkaniu z Carlosem - George zachwyca się urodą młodego Hiszpana, odkupuje mu papierosy, przygląda mu się dokładnie (zbliżenie ust wypuszczających dym tytoniowy), po czym zostawia mu nawet jakieś pieniądze w ręce, co chłopak interpretuje jako propozycję seksu za pieniądze. A jest zdziwiony, że George jest pierwszą osobą, która niczego od niego nie chce. I znowu Falconer przystaje na dłużej, bo widzi, że chłopak ma jakąś wewnętrzną wrażliwość, nie jest tylko głupim pięknisiem, ale potrafi też podziwiać kolor nieba.
Wracając do Kenny'ego stwierdzam, że to nie była jednak propozycja. George mówi o pozbyciu się mokrych ubrań, chłopak rozbiera się do naga, ale już nie tak chętnie jak na plaży, kiedy nie wiedział, że jego profesor jest homo. Widząc, że Falconer nie rzuca się na niego, delikatnie spłoszony idzie pod prysznic. A dalej rozmawiają sobie już normalnie przy piwku. Mało tego! Widzę kolejne analogie do związku z Jimem - kiedy Kenny pyta się czy ma już sobie iść, George odpowiada, że chyba żartuje i żeby przyniósł jeszcze jedno piwo - takim samym tonem jak mówił Jimowi, że teraz jego kolej zmienić płytę. I kolejna sugestia, że George umarł: zatrzymuje mu się zegarek ("My watch seems to have stopped"), co też można interpretować, że jego czas dobiegł końca. Zresztą motyw odmierzanego czasu pojawia się w filmie dosyć często. Zegar tyka w kilku scenach.
A dlaczego Kenny zabiera mu broń? Bo się o niego martwi. Widzi, że facet ma jakieś zmartwienia, widzi jak szybko upija się tym piwem, tak jak ktoś to już wcześniej podsumował, jest to działanie spontaniczne i intuicyjne, choć troszkę uroczo niezgrabne. Jeszcze wracając do tego skrępowania George'a obecnością chłopaka - mówi pod nosem, że to co robi jest żałosne. Ale myślę, że każdy z nas, niezależnie od orientacji przeżył taką fascynację kimś - kiedy każdy moment bliskości, nawet najdelikatniejsze niby-niezamierzone otarcie jest niesamowicie podniecające. Kiedy czuje się takie napięcie między sobą a drugą osobą i jednocześnie poczucie beznadziei, że ta druga osoba i tak nas nie zechce lub taka relacja jest niemożliwa z innego powodu, a nam takie podchody sprawiają ogromną przyjemność, mimo że wydają się żałośnie głupie.
I na koniec monolog głównego bohatera, który kończy się słowami "And just like that, it came" połączony z wcześniejszym ustaniem głośnego tykania zegara. Co nadeszło? Moment śmierci. Wtedy, gdy znów w życiu głównego bohatera pojawiły się te piękne, choć ulotne chwile szczęścia, którymi jak przyznaje - przeżył całe swoje życie.
Film jest bardzo uniwersalny, symboliczny, jak również pedantyczny. I zadziwiające jest to, że projektant mody okazał się w swoim debiucie tak dobrym reżyserem. Bo balansował już na granicy dramatu i teledysku przez te piękne, niemal cukierkowe ujęcia w połączeniu z wyśmienitą muzyką Abla Korzeniowskiego. Ale jednak za tymi kadrami krył się jakiś przekaz, dobre aktorstwo, ciekawie opowiedziana historia, choć są też i tacy, których film znudził. No ale wymaga on jednak uwagi, wyciszenia i takiej samej drobiazgowości w oglądaniu, z jaką precyzją Tom Ford to dzieło wyhaftował. Dodam jeszcze, że relacja George'a i Jima jest tak czysta i piękna, że wiele filmów z heteroseksualnym wątkiem romantycznym mogłoby pozazdrościć. Zwłaszcza w scenie wspólnego czytania książek, gdzie dostojny George w eleganckich spodniach i sweterku (Anglik) czyta Metamorphosis w ramach przygotowania się do zajęć, a luzacko uśmiechnięty Jim w dżinsach i uroczych białych skarpetach (Amerykanin) wybiera coś bardziej lekkiego (Śniadanie u Tiffany'ego). Zwykłe, codzienne sprawy. A jednak to właśnie takie chwile mogą być tymi najważniejszymi w życiu. Mogą być najlepszymi wspomnieniami.
Ufffffffffffff, ale się rozpisałem :) Ale pamiętam, że po obejrzeniu tego filmu w dniu premiery wracałem z przyjaciółką pieszo do domu w deszczowy wieczór i przez dobrą godzinę lub dwie dyskutowaliśmy o tym filmie i doszliśmy do bardzo głębokich wniosków, nawet nie potrafię ich powtórzyć, bo to była bardzo spontaniczna interpretacja i wiele wniosków nagle przychodziło do głowy. Ciekaw jestem co by wyszło z porównania tamtych wrażeń z dzisiejszymi. Jedno jest pewne. Wciąż pozostają pozytywne :)

YHM_YHM

Pięknie się rozpisałeś.

ocenił(a) film na 9
YHM_YHM

Fajnie jest przeczytać opinię kogoś, kto ma trochę oleju w głowie i w dodatku potrafi swoje spostrzeżenia przelać na ... no może nie papier, ale klawiaturę ;) I w dodatku piszesz z Łodzi, co dodatkowo nastraja mnie optymizmem, prawie jak Georege'a w ostatnich scenach ;)

Zgadzam się z większością Twoich przemyśleń. Może jedynie z tą różnicą, że ja oglądając film miałem mimo wszystko nieodparte wrażenie, że Kenny czuję do George'a coś więcej niż tylko ciekawość i fascynację do nauczyciela. Np. w scenie kiedy rozbiera się przed Geaorgem w domu - ja dostrzegłem w jego wzroku kiedy odchodził jednak pewien zawód związany z tym, że Geaorge nie posunął się dalej. Nie wiem czy Kenny był bi czy może z uwagi na swoje totalne wyzwolenie chciał spróbować czegoś innego, ale chyb jednak miał na to ochotę, a spojrzenie na zdjęcie i ten delikatny uśmiech moim zdaniem świadczyły o tym, że był zadowolony z potwierdzenie swoich przypuszczeń.

pozdrawiam :)

ocenił(a) film na 9
anjinsanguy

Łódź kreuje ;) <3
Trudno ocenić jakie intencje miał Kenny, ludzie robią różne rzeczy czasami nawet spontanicznie, bez namysłu, to co w danym momencie uważają za słuszne, nie zdziwiłoby mnie gdyby chciał "poeksperymentować", sprawdzić co się stanie. Może i dobrze, że ta scena jest wieloznaczna? Każde zachowanie można zinterpretować na różne sposoby, stąd nieporozumienia między ludźmi. A w każdej sytuacji konfliktowej najlepszym rozwiązaniem jest szczera rozmowa, bo w przeciwnym razie te nieporozumienia przekształcają się w kłótnie, rozłąki itd. Myślę, że orientacja Kenny'ego zupełnie nie ma znaczenia, bo w jego relacji z profesorem piękne było to, że chłopak znalazł kogoś z kim mógł szczerze porozmawiać (w przeciwieństwie do niedojrzałych rówieśników), a George w sumie dokładnie to samo - wreszcie znalazł towarzystwo od śmierci partnera i nie czuje się już tytułowym samotnym mężczyzną. I bach, wtedy przychodzi śmierć :(

ocenił(a) film na 9
YHM_YHM

No w sumie masz rację, niedomówienia w tym filmie świadczą chyba o jego wartości. Dlatego strasznie mnie dziwią niektóre recenzje, nawet w wykonaniu zawodowych krytyków, którzy zarzucają temu obrazowi błytkość, brak jakiejkolwiek głębi poza ładnymi obrazkami. A ja za każdym razem gdy ten film oglądam odkrywam coś nowego, przychodzą mi do głowy nowe interpretacje tych samych scen.

ocenił(a) film na 9
anjinsanguy

No bo strona wizualna w połączeniu z oprawą muzyczną niewątpliwie wybija się na pierwszy plan. I jeśli ktoś nie odczyta przesłania filmu to powie, że jest on przeestetyzowany, płytki, nudny. Bo nie ma tu jakiejś skomplikowanej fabuły. Po prostu facet jest samotny i obserwujemy ostatni dzień jego życia, kiedy przestaje być samotny :D A strona wizualna ma ścisły związek z opowiadaną historią, o czym wspominałem w mojej dłuuuugiej wypowiedzi, to nie jest tylko sztuka dla sztuki. No ale nie można oczekiwać, że wszyscy widzowie to dostrzegą, jak nie można też oczekiwać tego, że wszyscy będą potrafili zrozumieć to uczucie tęsknoty głównego bohatera za innym mężczyzną (choć tak naprawdę jest ono uniwersalne, podobnie jak cały film!). Może gdyby to była klasyczna historia miłosna: kobieta + mężczyzna, to więcej osób wczuło by się w ich historię. No ale w sumie ja też nie zawsze trafię nastrojem w filmy, którymi zachwycają się inni, po prostu wtedy nie wygłaszam radykalnie negatywnych opinii. Staram się chwalić to co dobre, a słabsze pomijam, bo uważam, że historia sama zweryfikuje. Najważniejsze, że wielu osobom "A Single Man" się podoba i sprawia im to radość :) A ja dodatkowo cieszę się, bo na tegorocznym Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie udało mi się zdobyć autograf Abla na płycie <3 Plus wspólne zdjęcie :) Muzyka jest cu-dow-na!

ocenił(a) film na 9
YHM_YHM

Chociaż wydaje mi się, że gdyby ten film opowiadał "standardową" historię kobiety i mężczyzny, to jednak pomimo swojego uniwesralizmu zginąłby pośród innych podobnych produkcji i owo przesłanie nie przebiłoby się, właśnie z uwagi na zarzut przeestetyzowania, który wtedy byłby łatwiejszy do postawienia. I właśnie podejście do tematyki związku dwóch facetów to kolejna rzecz, która w tym filmie bardzo mi się podobała. Bo podana była w przystepnej formie, tzn przystępnej dla przeciętnego widza, tym bardziej widza - heteryka. Z jednej bowiem strony padły tu zdroworozsądkowe argumenty (jak w wykładzie Geaorge'a czy podczas jego rozmowy z Charlie), z drugiej natomiast film nie razi wulgarnością, jak np. Płynące wieżowce (ja osobiście nie mam nic przeciwko pokazywaniu ostrego nawet seksu między dwoma facetami na ekranie, ale mam świadomość, że jeśli reżyser chce przebić się z jakimś przesłaniem do odrobinę szerszej publicznści to powinien nieco wyluzować w tym akurat aspekcie). Tym bardziej, że dzięki cudownej grze Colina widac, że jego George nie jest wolny od pożądania, chociaż na pozór bardzo się przed tymi uczuciami wzbrania.

A autografu zazdroszczę, a jeszcze bardziej możliwości posłuchania tej muzyki na żywo. Też miałem się wybrać do Krakowa, ale niestety zabrakło czasu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones