cienka granica między groteską a głupotą została przekroczona. Tym razem się nie udało, mimo że każdy z dzielnych fińskich braci reżyserów (dzielnych w swej prześmiewczości) wykazywał zazwyczaj nieprzeciętną zdolność w balansowaniu na cienkiej linie, zwieszonej między powagą i żartem oraz - co ważniejsze - między ambitnym kinem, podszytym dystansem i ironią, a konwencją pop "dla wszystkich". Tym razem głupich slapsticków jest za dużo i nie mają one uzasadnienia w grotesce czy ironii. Za dużo tu motywów obrażających inteligencję przeciętnego widza. Szkoda, bo nazwisko zobowiązuje. Nie sądzę, żeby taki efekt był zamierzeniem twórcy.