Zdecydowanie drugi.

sex story .

"Sex story" zdecydowanie. Dlaczego? Moim zdaniem głównie zasługa aktorów, ale też po prostu lepszej realizacji ogólnie (ale to tylko moje zdanie i szanuję zdanie innych osób). Timberlake jako aktor w porządku, ale akurat nie w tym filmie, Kunis też ok, ale też nie w tym filmie. Jakoś nie przemówił do mnie "To tylko seks", mimo że momentami zabawny, to w porównaniu z "Sex story" wypada blado. Natalie Portman i Kutcher są świetni, poza tym niektóre sceny i żarty "TTS" wydały mi się wręcz żenujące, podczas gdy "SX" od pierwszej do ostatniej sceny było zabawne i zwyczajnie lepsze.

ja też zdecydowanie wolę "sex story".

hmm nie moge sie zdecydowac ! Oba cudowne :)

Zdecydowanie "To tylko seks". W sex story zawiodłam się przede wszystkim na zakończeniu, które było po prostu nijakie jak na mój gust.

W "To tylko seks " zakończenie jest taką żenadą ,że ludzie ,którym się podobało powinni się wstydzić (no chyba ,że byli w stanie nieważkości ) . "Sex Story" ( z Ashtonem K.) ,które jest o tym samym jest po prostu przeciętną ,przyjemną komedią romantyczną , za to "To tylko sex "jest nieudaną koncepcją . Nawalili wątków z dupy wziętych o chorym ojcu (który kompletnie nic nie wniósł do fabuły, wcale nie musieli lecieć samolotem do domu rodziców tylko po to żeby bohaterka dowiedziała się jak bardzo jej wybranek do figli w łóżku ma wyrąbane na całą tą sytuację ,równie dobrze mogła go przyłapać na życiowej konwersacji z kumplem,ale nie bo musieli wsadzić do filmu scenę gdzie ojciec z Alzheimerem paraduję bez spodni - BOKI ZRYWAĆ !!!! ) + jeszcze kwestia tempa filmu , niby trwa godzinę czterdzieści ale nie zdążyłam mrugnąć a oni już siedzieli na kanapie pieprząc od rzeczy o jakimś tennisie jako metaforze sexu bez zobowiązań . ŻENADA NIE FILM

Nie twierdzę, że w "to tylko seks" zakończenie nie jest żenadą. To komedia romantyczna, więc jest jakie jest, jednak o wiele mniej mi się podobało to z "Sex story". Tobie może się nie podobać jak jest za dużo wątków, a ja właśnie lubię natłok akcji, więc mi nie przeszkadzało. W dużej ilości filmów jest wiele scen, które są zupełnie nie potrzebne. Dlatego trwają po jakieś 2 godziny, a nie 2 min (to wyolbrzymienie, więc nie traktuj go dosłownie. Uprzedzam, bo już nie raz za taką pierdołę mi się dostało na filmwebie).
Podsumowując, co kto woli, jednak uważam, że twoja wypowiedź była lekko zaczepna, mimo to przecież o to chodzi w forach, żeby dyskutować.