PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1454}

Siódma pieczęć

Det sjunde inseglet
7,8 53 322
oceny
7,8 10 1 53322
8,7 35
ocen krytyków
Siódma pieczęć
powrót do forum filmu Siódma pieczęć

Trochę już w życiu filmów obejrzałem, ale zawsze unikałem Bergmana jak ognia. Po prostu wiedziałem, że mogę się od niego odbić i niestety tak się stało. Doceniam wszystkie środki artystyczne obrazu - grę aktorską, zdjęcia, klimat, pomysły inscenizacyjne (choć i tu trudno uznać ten film za arcydzieło), niemniej treść jest dla mnie zbyt prosta.
W "Siódmej pieczęci" śmierć przedstawiona jest niemalże infantylnie - można ją oszukać, można ją opóźnić, można od niej uciec.
Ponadto wszelkie rozważania na tematy istnienia Boga są tu także przedstawione bardzo prosto, a czasem wręcz tendencyjnie. Wyprawy Krzyżowe, samobiczowanie, palenie czarownic, kościół jako miejsce straszenia ludzi - to wynalazki Średniowiecza, a obecny Kościół nie ma z tym wiele wspólnego. Natomiast to, żeby Boga szukać w małym dziecku, w jedzeniu poziomek czy po prostu w drugim człowieku jest sprawą oczywistą - w filmie urasta to do rangi odkrycia.
Krótko mówiąc ciężko odczytać ten film współcześnie. Temat jest oczywiście ponadczasowy, ale sposób w jaki go podjęto dla mnie jest zbyt prosty.

Osobiście gdy myślę o śmierci to nasuwa mi się bardziej scena z Forresta Gumpa. Gump pyta matki przed śmiercią:
-Dlaczego musisz umrzeć?
-Bo po prostu już przyszedł mój czas...
I tyle w temacie.

Domyślam się że mogą pojawić się krytyczne słowa na mój temat, ale mam też nadzieję, że ktoś podzieli się ze mną swoją argumentacją jeśli uważa ten film za arcydzieło i może zmieni moją opinię.

ocenił(a) film na 5
wojtekrot

Też uważam, że rozważania nad istnieniem Boga i ukazanie reprezentantów jego zwolenników na ziemi były uproszczone. I wbrew pozorom miało na celu wiarę w Boga zakwestionować, co ogólnie stało się przyczynkiem popularności wielu artystów po wojnie. Bo kwestionować wiarę w Boga po WWII to wychodzenie przed szereg, wyznaczanie nowych przez przełamywanie skostniałych trendów. I Bergam nie zrobił nic innego. Palenie czarownicy i kwestionowanie tego rytuału przez rycerza i giermka to symbol ciemnoty katolickiej Średniowiecza. Tyle, że widziany przez pryzmat współczesnej wiedzy i odbierany wprost jako opresyjność Kościoła. Gdyby w drodze analogii wiedzę współczesną o świecie porównać z wiedzą ówczesnych czasów Średniowiecza, to kościół wobec wszelkiej maści zabobonów, bożków pogańskich, rytuałów samozwańczych czarodziejów etc. wypadłby nadzwyczaj cywilizowanie.
Wydźwięk symboliki filmu zmierza do konkluzji, że śmierć jest nieunikniona, Bóg być może istnieje (ale raczej nie), a ludzie poddający się szerzącym w wiarę katolicką ludziom są ciemnotą.

Kazikowy

Zgadzam sie, a zwłaszcza z ukazaniem stereotypu o średniowieczu - istnieje cała czarna legenda o średniowieczu i Kościele, a przecież z tego okresu (który należałoby podzielić na kilka, bo trwał 1000 lat) wyrasta współczesny świat zachodni, ten, który jest od wieków przodującą cywilizacją na świecie. Nie może być dobrych owoców ze złego drzewa.

Wydmin

"Nie może być dobrych owoców ze złego drzewa." - tak, a średniowieczne prześladowania Żydów i późniejszy Nazizm to historii zafundowała nie chrześcijańska Europa a Marsjanie.

Chomone

Nazizm nie zafundowało chrześcijaństwo, lecz system hitlerowski, który zwracał się do wzorców pogańskich (Germanów - była cała ceremonia quasi starogermańska i jakby świątynie do pasowania na esesmanów,takie na planie koła), wymordował tysiące księży, a np. w wywyższaniu jednej rasy jaskrawo sprzeciwiał się Kościołowi, który wysyłał misjonarzy do czarnych, żółtych i czerwonych. Jeśli dobrze zapamiętałem nazwisko, a mam jego książkę, gdzieś zakopaną na półkach, to pewien w czasie wojny kleryk franciszkański nazwiskiem Gereon Goldmann został wcielony do SS i cała formacja w SS kończyła się ślubowaniem, gdzie było zapisane wyrzeczenie się wierności Kosciołowi (Himmler, proszony o interwencję wobec protestu Goldmanna, pozwolił ominąć ten punkt, ale rzekł jakby do siebie: "No ale każdy prędzej czy później dochodzi do wniosku, że trzeba tak przysięgać, taka jest nasza formacja"). Z Żydami w średniowiecznej Europie to jest tak, jak z podobnymi oskarżeniami wobec Polski - dochodziło do prześladowań, ale to nie był rys charakterystyczny Europy, a najlepszym tego dowodem jest to, że właśnie w niej Żydzi znaleźli ostoję, nie uciekali do pn.Afryki, Azji, itd.- a ultrakatolicka Polska stała się krajem najliczniejszej mniejszości żydowskiej, ponieważ Polska była wybitnie tolerancyjna, czyli chrześcijańska. Nawet niewyznający opcji prokościelnej historyk Tazbir poświęcił tej tolerancji w Polsce całą książkę.

Wydmin

- "Nazizm nie zafundowało chrześcijaństwo, lecz system hitlerowski"

A kto był tymi mitycznymi hitlerowcami czerpiącymi z europejskiej tradycji nienawiści do Żydów? - Buddyści? - nie, chrześcijańskie Niemcy. Pisał o tym nie tylko Jan Paweł II w książce "Pamięć i tożsamość". Oprócz wzorców pogańskich istniał też chrześcijański nurt nazizmu "pozytywne chrześcijaństwo":
pl.wikipedia.org/wiki/Pozytywne_chrze%C5%9Bcija%C5%84stwo

- "dochodziło do prześladowań, ale to nie był rys charakterystyczny Europy, a najlepszym tego dowodem jest to, że właśnie w niej Żydzi znaleźli ostoję, nie uciekali do pn.Afryki, Azji,"

Uciekali z Zachodniej Europy do kalifatu w Hiszpanii i innych islamskich krain basenu morza śródziemnego - docierali nawet do Chin już w VII w. Jak podaje wikipedia pod hasłem "antysemityzm" :

"Pierwsze informacje o wydzielonych osiedlach żydowskich pochodzą z XI w., wtedy też dochodzi do pierwszych wypędzeń (Rouen, Orlean, Limoges i Moguncja). Nasilenie prześladowań Żydów wiązało się z wyprawami krzyżowymi.

Był to masowy ruch religijny wykluczający współpracę pomiędzy chrześcijanami a Żydami, którzy znaleźli się w sytuacji wroga obwinianego o śmierć Chrystusa. Podniecenie tłumów podczas pierwszej krucjaty w 1096 doprowadziło do śmierci tysięcy Żydów i zagłady licznych społeczności żydowskich, zwłaszcza w miastach nadreńskich. Także szturm krzyżowców na Jerozolimę w 1099 zakończył się spaleniem żywcem zamkniętych w synagogach Żydów"

Posądzanie średniowiecznych chrześcijan o tolerancję to kpina z historii, zwłaszcza biorąc pod uwagę masowe ludobójstwo dokonane na Albigensach i pontyfikat papieża Innocentego III.

Natomiast rację przyznaję Ci, że istnieje "czarna legenda o średniowieczu" bowiem mordowanie w imię Chrystusa nabrało jeszcze większego tempa w Nowożytności:

"Polska była wybitnie tolerancyjna, czyli chrześcijańska."

no to przytoczmy słowa jednego z wybitnych polskich historyków:

"w procesach o profanację Najświętszego Sakramentu wytaczanych Żydom początkowo przodowały Niemcy, w XVII stuleciu niechlubna palma pierwszeństwa zaczyna przechodzić do Polski (...).
We wszystkich przypadkach procesów o rzekome mordy na tle rytualnym poddawano oskarżonych wyszukanym torturom. (...). W XVII-XVIII wieku domagano się wygnania z Polski wszystkich wyznawców judaizmu "za ich okropne zbrodnie popełniane na Chrystusie".

Kto to wszystko napisał? jakiś oszołom?
nie - Profesor J. Tazbir.

Chomone

Jest takie powiedzenie "Znaj proporcje, mocium panie". Można wyszukiwać pogromy, przykłady nienawiści, ale też można odszukać wspólpracę z Żydami, zgodne życie, czego najlepszym przykładem jest Polska, kraj bardzo tolerancyjny. A te cytaty z Tazbira poznaczone są licznymi wykropkowaniami. A to, że się, cytuję", domagano", to nie znaczy, ze to zrobiono,prawda? Między domaganiem się, a czynem jest wielka i zasadnicza różnica. Mimo wszelkich migracji Żydów i tak Europa jest kontynentem ich najliczniejszego bytowania. Skoro byli tak mordowani, męczeni, to dlaczego największa ich liczba na świecie znalazła się w Polsce? A co do nazistów - przestępcy w więzieniach też są ochrzczeni, ale FAKTYCZNIE zaparli się Chrystusa (chyba że się potem nawrócili , a to chwalebne). Proszę nie wymachiwać naszymi metrykami. Ktoś zaczepnie powiedział mi: "Stalin był w seminarium". Na to ja z niezmąconym spokojem: "Był. Wyrzucono go. Bo rozeznano jego powołanie - do bycia komunistą". Szatan w końcu działa ponadwyznaniowo. Nawet szczególnie lubi chrześcijan jako tworzywa do zniszczenia.

Wydmin

"A te cytaty z Tazbira poznaczone są licznymi wykropkowaniami. "

To Tazbir już nie jest autorytetem w temacie historii Polski bo cytaty zbyt krótkie? Mocarny argument!
Jeśli wykropkowanie przeszkadza to można sięgnąć po całość: Dzieła wybrane T. 2 "Okrucieństwo..." rozdział "Stosunek do Żydów" s.72 Jeszcze więcej o polskiej "tolerancji" w rozdziale "prześladowania na tle wyznaniowym".

"Między domaganiem się, a czynem jest wielka i zasadnicza różnica."

Taka, że za domaganiem szły czyny - realna przemoc, którą opisał wyżej wymieniony historyk, co rzecz jasna nie ma znaczenia, bo nie jest dla Ciebie miarodajny skoro nie głosi faktów zgodnych z Twoją subiektywną wizją historii.

"przykładem jest Polska, kraj bardzo tolerancyjny. (...) Skoro byli tak mordowani, męczeni, to dlaczego największa ich liczba na świecie znalazła się w Polsce?"

ponieważ Polska była tolerancyjna przez krótki okres swojej historii i wobec wybranych grup. Żydzi trwali na tych ziemiach tak długo ponieważ w zacofanej gospodarczo Polsce mającej słabiutkie mieszczaństwo stanowili jego silną liczebnie i ekonomicznie część. Pogromy Żydów z rąk Polaków stały się bardzo liczne dopiero w czasach II wojny i później - stąd współcześnie Żydów w "tolerancyjnej" Polsce prawie w ogóle nie ma, i dziś - wskutek licznych książek opisujących przemoc Polaków - z łatwością przechodzi w zachodnich mediach kłamliwa nazwa "polskie obozy".

"Szatan w końcu działa ponadwyznaniowo"

"Szatan" to wytwór tej samej książki, która głosiła zakaz tworzenia obrazów i rzeźb Boga, karę śmierci za homoseksualizm i nakaz poślubienia zgwałconej kobiety - tylko wiadomo z Biblii przyjmują Katolicy tyle na ile mają ochotę.

wojtekrot

te filozofie są też dla. mnie ąi ę ale..... mam w d.... co autor miał na. myśli i choć jak Ty myślę że na Bergmana swego czasu był snobizm Coś ma. w sobie Nie muszę rozumieć Nie chce ale działa

wojtekrot

aha ja bym powiedziała że właśnie odwrotnie Patrząc za kogo się ma elita władzy Nasz prosty odbiór rzeczywistości to hochpfilosophie

ocenił(a) film na 9
wojtekrot

Nie uwazam by smierc byla przedstawiona infantylnie, bardziej jako istota ludzka. Przeciez zabija bezwzglednie kazdego oraz nie jest przy tym okrutna. Rycerz nie mogl od niej uciec, jednakze zamiast prosic o litosc rzucil jej wyzwanie co ją zaintrygowalo i dlatego z nim grala a na wygraną i tak nie mial co liczyc

ocenił(a) film na 5
wojtekrot

Zgadzam się w 100%!
Po genialnej "Personę" miałem nadzieję na intrygujące kino artystyczne, a dostałem parę banałów filozoficznych z nieciekawym melodramatem...
Pomimo przebłysków geniuszu dla mnie zmarnowany potencjał

ocenił(a) film na 8
wojtekrot

U mnie to jest tak - po raz pierwszy obejrzałem "Siódmą pieczęć" ponad (kurde, jak to brzmi!) ćwierć wieku temu, w liceum, w kultowym cyklu telewizyjnym "Sto filmów na stulecie kina" (pamięta to ktoś z Was jeszcze? dla wielu osób z - znów zabrzmię jak patentowany dziaders, wybaczcie - mojego pokolenia to było doświadczenie formacyjne). I wtedy mnie ten film - jako szczeniaka przeżywającego wszelkie mroki swego wieku - straumatyzował straszliwie, w związku z czym był tak jakby poza możliwością w miarę obiektywnej oceny. I chyba wtedy byłem w ogóle średnio przekonany do Bergmana - od pokazywanego w tym samym cyklu "Wieczoru kuglarzy" odpadłem totalnie, choć już "Milczenie" mnie konkretnie poruszyło. Potem trochę tego nudziarza nadrobiłem, już bardziej świadomie, i w sumie się przekonałem. Parę dni temu odświeżyłem sobie "Siódmą..." i generalnie pierwsze wrażenie mam takie jak Ty: że jest to koturnowe, przerysowane, a jako refleksja egzystencjalna - banalne. Ale jak tak trochę podumałem, to znalazłem parę rzeczy, które może jednak jakoś tam ten film bronią. A że takich rozkmin nie ma co trzymać we łbie dla samego siebie, to się nimi dzielę (no bo jak nie tutaj, to gdzie?).

Po pierwsze: film buduje dość oczywiste napięcie między Bockiem i jego giermkiem a ekipą wędrownych aktorów (nie wiem, jak w Szwecji, ale w średniowiecznej Francji nazywano ich bodaj jokulatorami; w staropolszczyźnie była dla nich przepyszna nazwa igrców). Ale - po pierwsze - to napięcie nie polega na tym, że jedni szukają Boga tu, a drudzy gdzie indziej; to znaczy to też, ale bardziej jednak chyba chodzi o to, że Bock tak strasznie pogrąża się w rozmyślaniu o sensie życia, że zapomina o tym, że życie służy nie tylko do tego, by się nad nim intelektualnie trząść, ale żeby je po prostu przeżyć. I tutaj Bergman robi coś w sumie nieoczywistego: pan rycerz ma być taki autentyczny, pogłębiony - a aktorzy po prostu grają, więc są w pewnym sensie, z definicji niejako nieautentyczni. I ten motyw teatralności Bergman strasznie podbija - czasem zresztą dość zabawnie, jak w scenie w lesie, gdzie Jons niczym sufler mówi Jofowi, co też za chwilę powie swojemu zdradzonemu mężowi-kowalowi Lisa, jakby wszyscy brali udział w jakiejś inscenizacji (to jest autentycznie jajcarne, jak z commedia dell'arte). No ale przecież jest na odwrót, nie? To Jof i jego rodzina są bliżej życia samego w sobie, a przeżarty granicznymi pytaniami Antonius tak strasznie angażuje się w rozgrywkę ze Śmiercią, że nie zauważa, że życie mu umyka za plecami. Tej gry jest tu zresztą od cholery: Jof gra niedźwiedzia w karczmie, Jonas inscenizuje samobójstwo, flagellanti też w sumie przecież odwalają nielichy teatr z tym biczowaniem i dźwiganiem krzyży, Lisa uwodzi Skata takim jakby średniowiecznym go-go, nawet spalenie czarownicy to, jakby nie było, wyreżyserowany rytuał. No i - rzecz jasna - szachy, ale o tym za chwilę.

Druga sprawa wynika z pierwszej: tak się zastanawiam, czy (oczywiście na prawach grubej metafory) nie można by przypuścić, że Śmierć właśnie dlatego przychodzi do Bocka, że on ją tym swoim nieznośnym, histerycznym niemal kombinowaniem przyzywa. Zwróć/zwróćcie uwagę, że tylko on ją widzi (no dobra, widzi ją też Jof, ale on to w ogóle różne cuda widzi). No bo kiedy za życia umieramy (wyjąwszy jakieś wschodnie klimaty typu nirwana)? Wtedy, gdy śmierć pojawia się w orbicie naszej świadomości. Zwierzęta i małe dzieci dlatego są tak absolutnie szczęśliwe, że nie mają doświadczenia własnej śmiertelności (tu nam wjeżdża dziadek Pascal, że człowiek jest najnędzniejszą trzciną, ale trzciną świadomą własnej nędzy, ple-ple-ple). Więc dopóki żyjesz - to śmierci nie ma, po prostu. A nasi jokulatorzy żyją w sposób tak całkowity, jak tylko się da. Antonius z kolei sam wchodzi w śmierć. Bojąc się jej, jednocześnie poddaje się jej wpływowi. Dlatego chyba zresztą Bergman tak konsekwentnie otacza Bocka czernią, podczas gdy Mia, Jof i Mikael są niemal zawsze w bieli i świetle.

No i wreszcie trzecia sprawa - szachy. Zwróciłem uwagę na szczególną zależność: im więcej Antonius Bock angażuje się w myślenie o śmierci, tym łatwiej przegrywa - w kościele szaleje od nadmiaru pytań bez odpowiedzi i zdradza Śmierci swą strategię; tuż po tym, jak dziewczyna skazana na stos nie chce (nie może?) pokazać mu choćby diabła, który byłby rozpaczliwym, pośrednim dowodem istnienia Boga, traci królową. A w tym jedynym momencie, kiedy miałby szansę dotknąć sensu życia (że ono po prostu jest - i to musi wystarczyć za powód do szczęścia), czyli po pięknej scenie z jedzeniem poziomek i piciem mleka - daje Śmierci szacha. I nawet kiedy ona zaraz się z tego wyplątuje (to chyba wtedy bije w kontrze konia), on nie jest w stanie się tym przejąć. Nie rozumie tylko tego, że to mogło być jego jedyne zwycięstwo - przestać pytać, zacząć żyć. Dlatego ponosi klęskę - i spotyka go to, czego perwersyjnie pragnął.

A na koniec drobiażdżek: w tym samym 1957 roku Bergman wypuszcza nieskończenie lepszy film, czyli "Tam, gdzie rosną poziomki". I tam - podobnie jak w "Siódmej pieczęci", choć oczywiście w zupełnie inny sposób, w zupełnie innej estetyce - to właśnie poziomki są czymś, w czym zawarta jest tajemnica sensu życia. Fajnie się te dwa filmy uzupełniają - a pan Ingmar chyba lubił te owoce, nie sądzicie?...

ocenił(a) film na 9
Ras_Democritus

Jestem właśnie chyba po jakimś 5 oglądnięciu tego filmu - za każdym razem coś innego w tym filmie wynajduję - czy to kwestia wieku (starzenia się?), czy aktualnych rzeczy który dzieją się w moim życiu, nie wiem. Teraz oczywiście jeszcze dochodzi kwestia zarazy (Covid) którą teraz mamy (ale to poboczny temat, też dający do myślenia). Tak czy owak, na tą chwilę, oceniam wpis Ras_Democritus za wielce akuratny - brawo.

ocenił(a) film na 6
Ras_Democritus

Choć film mi się nie podobał zbyt wielce, to chylę czoła przed analizą! Świetnie się czytało, z wieloma wnioskami nietrudno się zgodzić.

ocenił(a) film na 8
Ras_Democritus

Sto filmów na stulecie kina" (pamięta to ktoś z Was jeszcze? dla wielu osób z - znów zabrzmię jak patentowany dziaders, wybaczcie - mojego pokolenia to było doświadczenie formacyjne - fokin rajt!!! wielu z tych filmów z cyklu nie udało mi się wtedy obejrzeć, nadrabiam do dziś

ocenił(a) film na 9
wojtekrot

Przecież ten film jest przesycony symboliką, a sam rycerz jest uosobieniem filozofii Kierkegaarda. Nazywanie tego filmu snobizmem to czysta ignorancja i minimalny włożony wysiłek aby zrozumieć co poszczególne postacie i sceny miały na celu przekazać. Bóg jako idol wykreowany przez ludzki strach przed śmiercią. Problem na który człowiek nie jest w stanie znaleźć rozwiązania - świadomość skończoności, egzystencjalna pustka i ta paraliżująca bezsilność w obliczu śmierci.  Coś co może wypełnić jedynie ślepa wiara, bez żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. Równie niedorzeczna co walka ze śmiercią. Polecam książkę "The Denial of Death" Ernesta Beckera, dobra lektura, która przybliża fenomen jakim jest śmierć, i to jak kształtuje ona nas jako samoświadome żyjątka.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones