Barokowa, napuszona forma wyraźnie przerasta mizerną treść. Film - na granicy kiczu. Cały Huszarik...Przy tym irytujący, drewniany Sindbad, przypominający raczej fryzjera damsko-męskiego.
Zdjęcia są naprawdę piękne i styl w ogóle osobliwy, zapachniało takim węgierskim Tarkowskim. Zastanawiam się tylko czy to zasługa reżysera czy operatora. Co do treści to odbieram ten film jako obraz międzywojnia - Sam Sindbad mówi o jakimś okresie przejściowym, alienacji i ucieczce w 'miłość'. Niemniej też oglądając miałam cały czas przeświadczenie, że jest to jednak przerost formy nad treścią, ale wciąż forma jest to bardzo piękna.