Po wielu latach od premiery wreszcie obejrzałem Slumdoga i muszę przyznać, że jestem niezwykle miło zaskoczony. Obrazując problem społeczny wyrodzeń moralnych tworzonych przez biedę i mieszając to z motywami znanymi ze współczesnej cywilizacji,film naśladuje zarówno w konwencji jak i fabule wschodnią baśń, bajkowy świat, który nie stara się być prawdopodobny, bo swoją siłę czerpie z czego innego.
Ostatecznie cała ta historia o sile przeznaczenia - w miłości oraz w teleturnieju, które wzajemnie się splatają (zwłaszcza w ostatniej scenie), ma przede wszystkim wymowę metafizyczną, tak charakterystyczną dla kultury indyjskiej. Rzadko udaje się stworzyć tak bezkompromisowo nierealistycznego, co nie osuwa się ani w kino awangardowe, ani w hollywoodzką sztampę. Za to twórcom filmu wielki szacunek.