Z tak fantastycznej książki, praktycznie gotowego materiału na film, zrobić tak nudnego gniota! Lem powinien ich pozwać do sądu, za zniesławienie. Książka jest niesamowita. Trzyma w napięciu, wzrusza, przemawia. A trzeba pamiętać, że została napisana w w latach 60-tych, jeszcze przed podróżą na Księżyc.
Film mnie mocno zawiódł.
Ksiazka dotyka najwazniejszych spraw takich jak - istota boga
A rezyser zrobil z trgo romans.
Po prostu brak slow ZENADA!!!!!
A kto niby powiedział, że "istota boga" zalicza się do "spraw najważniejszych"? Dla mnie się nie zalicza, więc już lepiej, że zrobił romans.
Dobra inaczej.
Glownym bohaterem jest planeta Solaris, drugim wazniejszym watkiem sa "urojenia" zalogi a milosc jest trzecioplanowa.
To tak jak by jakis szaleniec wziol sie za kinowa wersje "Mistrza i Malgorzaty" i z behemoda zrobil glowna postac.
Nie trafial by cie szlak ?
Nie. Co jest konkretnie zdrożnego wg. Ciebie w "remiksowaniu" kultury? W muzyce też uważano niegdyś pewne interpretacje, szczególnie klasycznych dzieł, za profanację tychże. A dzisiaj wręcz przeciwnie. Panta Rhei.
Jak to nazwiles w "remiksowaniu" kultury nie widze nic zlego bo ten film sklonil jakis procet (no moze w przypadku tego filmu to za duzo ale ulamek procetu ) )do przeczytania ksiazki. jezeli chodzi o remiksy to porownal bym go do miksu hymnu Edytki w Koreii. No moze jestem za bardzo zgryzliwy ale duzo oczekiwalem po tym filmie, Soderbergh rezyser ok.
Pamietam ,ze przymierzal sie do tego dziela Steven Spielberg ktory byl po bardzo dobrym "Roporciie Mniejszosci" i wydawalo sie,ze czuje klimat. Clooney powiedzial, ze na trzezwo tej ksiazki nie da rady czytac ta wypowiedz byla w pozytywnym znaczeniu i pelnym uznania dla Lema.
Nie wiem irytuje mnie po prostu sam tytul podejrzewam ,ze gdyby Lem byl o 20 lat mlodszy to by nie przeszlo .
Ale inny tytul przynioslby mniej profitow finansowych a ,ze byl juz na schylku z czego zdawal sobie sprawe powiedzial - a niech tam-
Takie jest moje zdanie.
"porownal bym go do miksu hymnu Edytki w Koreii"
- To znaczy co? Zostałeś zmuszony do jego oglądania przed meczem? Współczuję więc.
",ze byl juz na schylku"
Albo zmieniły się czasy.
"Takie jest moje zdanie."
- Czasem warto je ponownie przemyśleć.
Istota boga ,zamysl boga mozna rozumiec w przenosni lub doslownie sam jestem ateista ale taki twor jak ziemia mozna okreslic mianem codu : odleglosc od slonca , obronca jowisz i wiele innych czynnikow przemawia za tym, kazdy ciekawski umysl bedzie dazyl do poznania prawdy ale niewielu jest dane ujac to w sposob w jaki uczynil to Lem w "Solaris"
ale bardzo się nad boskością zastanawiał. "Ułomnych bogów" znajdziesz w jego twórczości od groma - Solaris to jedna z takich kreacji
To co wymieniłem powyżej. Fabuła i nastrój. Sam pomysł postaci żony głównego bohatera Harey (w filmie - Rheya, nie wiem czemu) która wie, że nie jest jego żoną, wie że nawet nie jest "prawdziwa" a mimo wszystko wie, że go kocha... Zabrakło mi tego w filmie. Film jest jak dla mnie zwyczajnie płytki i nudny. Może i Soderbergh chciał to początkowo zawrzeć, ale producenci zażyczyli sobie "więcej sci-fi w sci-fi".
Z resztą opinie nie tylko na Filmweb ale np. na IMDB mówią same za siebie.
Film skupił się na jednym wątku i jak dla mnie wygrał wygrał go ciekawie i klimatycznie. Może nie jest to najlepsza i najwierniejsza adaptacja, ale jak dla mnie jest całkiem dobry i ciekawy film. Jeśli szukałeś w nim wiernej adaptacji, to rozumiem czemu Cię zawiódł. Spójrz jednak na to jako na wariacje na temat. Na twórcze rozwinięcie jednego z elementów książki, iluzorycznej szansy na odkupienie i naprawę błędów własnej przeszłości.
No ja też nie odbierałem tego jako kopię książki na ekranie, tylko pewną swoją wersję, inspirowaną konstrukcją oryginału. Nie odbieram tego jako coś złego, w tym wypadku.
Dokładnie nie ma w tym nic złego, choć chyba rozumiem problem części osób. Jak ktoś ekranizuję historię z biblii, np. Noe'go, to nie ma tym nic złego. Problem w tym, że nie nazywa tego film "Biblia" tylko właśnie np. Noe. I może to tak ludzi nastawia.
Na pewno jakieś uprzedzenie/nastawienie wchodzi tutaj w grę. Czasami ludzie idą na film akcji, a trafiają na komedio-dramat i wychodzą rozczarowani.
A tu chyba szli na, z założenia, arcydzieło Lema, no i emocjonalny SF chyba nie spełnił ich oczekiwań.
Żałuję, że książki nie przeczytałem. Po obejrzeniu filmu jestem niemal pewien, że zaciekawiłaby mnie bardziej, niż wersja z Clooney w roli głównej. Na filmie kilkakrotnie patrzyłem na zegarek, o kilkuminutowej drzemce nie wspomnę nawet. Jedyne co mi się podobało to efekty (sama Solaris).
Ależ to można naprawić. Nikt nie zabrania przeczytać dobrej książki po obejrzeniu kiepskiej ekranizacji.
To bez sensu. Zakładając, że to możliwe, jaki sens miałoby kręcenie filmu będącego wierną kopią książki?
Zgadzam się w zupełności. Podejrzewam że film podobałby mi się gdybym nie czytał książki. Wczoraj skończyłem czytać Solaris, dzisiaj postanowiłem obejrzeć. Film niby zachowuję część klimatu Lema ale nie dość że jest to tylko 1/10 krótkiej i bardzo genialnej książki to na dodatek 2/3 tego filmu jest kompletnym wymysłem reżysera. DrGordon zamiast DrSartoriusa? Snow zamiast Snauta? Z czego to jeszcze jak się okazuje że od początku to nie był on... Beznadzieja, nie zgadzają się nawet postacie. Wszystko jest przekabacone... Przecież "gościom" ciężko było spuścić nawet z oka swoich "gospodarzy", a co dopiero pozostawić na dłużej (już nie wspominam o ich zabijaniu -.-' ) ... Praktycznie nic nie jest powiedziane o Solaris... Genialnie przedstawiona planeta i myślący Ocean w książce, w filmie tak naprawde nie wiadomo czym jest. Z zaciekawieniem czytałem wszystko o Solaris, jak powstają Symestriady, czym są Mimoidy, tutaj nic nie jest o tym powiedziane. Poprzez to film nie ukazuje całości filozoficznego aspektu "gości", nie wiadomo czemu powstają a film nawet nie daje do pomyślenia widzowi czemu tak jest. Po przeczytaniu książki ma się własne przemyślenia na ten temat, co jest wspaniałe. Zakończenia nawet nie skomentuję, całkowicie inny koniec, kompletnie nie zgodny z książką. W książce bardzo mi się spodobała kwestia "Ułomnego Boga", tutaj nie wspomniana. Naprawdę polecam przeczytać książkę, jest genialna i daje wiele do myślenia na temat człowieczeństwa, bytu człowieka, boga i tego czego pragniemy nieświadomie w głębi siebie , co może stać się dla nas przekleństwem.
No jeżeli to wiesz, a piszesz coś takiego "Lem powinien ich pozwać do sądu, za zniesławienie.", to chyba coś jest nie tak. Pozdrawiam.
"Powinien" wcale nie jest jednoznaczne z "powinien, gdyby żył", więc skąd ja niby miałem wiedzieć że ty wiesz że on nie żyje ? Także jest to pewnego rodzaju niedomówienie z Twojej strony(mam na myśli oczywiście Twojego pierwszego posta w tym temacie), chociaż wiedziałeś że nie żyje, to trzeba było to napisać(np. "powinien, gdyby żył", zamiast "powinien"). Polecam więc na przyszłość zwracać większą uwagę na to co piszesz. Pozdrawiam.
Zawsze jesteś taki sztywny, czy akurat dziś zapomniałeś wyjąć wieszak z koszuli?
Miszczu, normalnie zaskakujesz swoim intelektem... Uwierz mi, nie zabłysnąłeś ani tym że Lem nie żyje, ani upomnieniem za zły dobór słów, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jeżeli jesteś aż tak bardzo dociekliwy to pozwolę sobie łaskawie Cię uświadomić że film Solaris został wydany w roku 2002, nasz ukochany Stanisław Lem zmarł w roku 2006, więc nie widzę tutaj żadnej sprzeczności. A nawet sam Lem wypowiadał się na temat filmu:
"....Wizja artystyczna Soderbergha wydaje się przemyślana i konsekwentna, pozostaje jednak w pewnym oderwaniu od pierwowzoru. Reżyser na pierwszy plan wysunął tragiczną miłość Krisa i Harey- element emocjonalny zdecydowanie dominuje nad intelektualnym. Solaryjski ocean jest wielkim nieobecnym!..."
Następnym razem zanim zaczniesz się czepiać porządnych ludzi, sprawdź dokładnie czy masz racje bo domyślam się że nie fajnie robi się z siebie pajaca. Pozdrawiam.
No więc tak, na początku pragnę zwrócić uwagę, że moje stwierdzenie "Przykro mi, Lem nie żyje." jest tak perfidnym żartem, że aż powinieneś się wstydzić, że tego nie zauważyłeś.
Druga sprawa to odnosząc się do "Jeżeli jesteś aż tak bardzo dociekliwy to pozwolę sobie łaskawie Cię uświadomić że film Solaris został wydany w roku 2002, nasz ukochany Stanisław Lem zmarł w roku 2006, więc nie widzę tutaj żadnej sprzeczności." to autor tego tematu napisał w czasie teraźniejszym "Lem powinien ich pozwać do sądu, za zniesławienie." więc sprzeczność jednak istnieje. By uniknąć wszelkich niejasności powiem, że gdyby napisał, coś w ten deseń - Lem powinien był ich pozwać do sądu, za zniesławienie - to tej dyskusji w ogóle by nie było.
I trzecia i ostatnia sprawa, to cytując wypowiedź Lema na temat tego filmu, pogrążyłeś odrobinę jedynie autora tematu, a nie mnie (jak najprawdopodobniej było w zamiarze), gdyż yebaniec uważa, że Lem powinien ludzi od filmu podać do sądu , a on natomiast ma dość pozytywny stosunek do tego filmu wnioskując po jego wypowiedzi.
Także podsumowując, jeśli masz zamiar kogoś poprawiać, to lepiej się powstrzymaj.Również pozdrawiam
Rozumiem więc że czepiłeś się zwykłego "powinien ich pozwać" zamiast "powinien był ich pozwać". Skoro tak to albo jesteś zwykłym trollem internetowym albo niedawno odkryłeś co to internet. Literówka każdemu może się zdarzyć a człowiek z choćby minimalnym intelektem domyśli się o co chodzi. A co do dalszej wypowiedzi, Lemowi nie podobała się ekranizacja książki, ale i tak by nic nie mógł z tym zrobić ponieważ przy pozwoleniu na tworzenie tego filmu podpisał także dokument że nie może mieć żadnych pretensji co do wizji reżysera Solaris i tego jak ten film stworzy. Nie mniej jednak nie przeczy to faktowi że film w porównaniu do książki jest słaby i nie pokazuje tego co najważniejsze. I na tym powinna się skończyć dyskusja. Skoro chcesz dalej trollować i odpisywać, to rób to sam ze sobą. Pozdrawiam.
Tak tego właśnie się czepiłem i po pierwsze to nie jest literówka, bo "Do literówek zaliczamy tylko czysto mechaniczne błędy typu: pominięcie znaku, powtórzenie, wstawienie niewłaściwego, wstawienie wielkiej litery zamiast małej itp." (źródło wikipedia), tylko użycie złego czasu, co się jednak zazwyczaj nie zdarza, więc dlatego się tego czepiłem. Druga sprawa, w pierwszym poście w tym temacie, dałeś cytat Lema który odnosi się do filmu Solaris w sposób jakby nie patrzeć pozytywny, wysnułem więc wniosek że opinia Lema co do tego filmu jest pozytywna.Trzecia sprawa, to nie rozumiem o co Ci chodzi z tym trollowaniem, napisałem żartobliwy post, po którym pragnąłem autorowi tematu wyjaśnić na czym polega błąd, a wy na mnie naskakujecie, wyluzujcie trochę :) Pozdrawiam.
Przyjmujesz błędne założenia. Książka to książka, film to film. Każda forma rządzi się własnymi prawami. To nie nośnik danych, na którym można powielić wierną kopię. Film jest co najmniej dobry i spokojnie się broni. Cała sztuka w tym żeby nie odbierać go przez pryzmat dawanych Bogów, tylko spojrzeć na niego jak na coś nowego, zrodzonego pod ich wpływem.
lem dostał za prawa kilkaset tysięcy dolarów, więc wypowiadał się o tej - średnioudanej - ekranizacji dyplomatycznie. Natomiast rozniósł w puch ekranizację Tarkowskiego, która była świetna. Nazwał Tarkowskiego durakiem
Czy Lem wypowiedział się o tej książce dyplomatycznie bo mu zapłacili to wątpię. Lem był człowiekiem szczerym i myślę, że szczerze się na temat tego filmu wypowiadał. Prawda jest taka, że każdy kto przeczytał książkę wie, że jest ona niemożliwa do sfilmowania aby zachować wszystkie jej walory. Soderbergh wyjął z niej część najbardziej filmową i myślę, że wyszło mu to bardzo dobrze. Rozważań na temat Oceanu a może przede wszystkim opisu naukowców, którzy nie potrafią się porozumieć między sobą, a próbują zrozumieć ten Ocean są nie do przeniesienia na ekran. A zajmują one pół książki. Oczywiście można to sfilmować, ale żeby to miało ręce i nogi film powinien trwać kilka godzin i wątpię, żeby nie było to nużące. A to poza największymi miłośnikami Lema po prostu uśpiłoby ludzi w kinie czy przed telewizorem.
Słabo chyba znasz Lema (jego konflikty z tłumaczami, agentami, pisarzami itd, był bardzo skąpy - pokręcona, dziwna, fascynująca osobowość). Film Soderbergha jest przeciętny, Tarkowskiego - ponadczasowy. Jesli potrafił wściekać się na Tarkowskiego, to milczenie w sprawie pośladków Clooney'a jednak dziwi. Zresztą Lem nigdy nie krył irytacji ekranizacjami jego prozy (tylko "Przekładaniec" Wajdy mu się spodobał). Co do reszty masz sporo racji - książka trudna do przełożenia na język filmowy; aczkolwiek tarkowskiemu prawie się udało.
po prostu bardzo dużo o nim czytałem - jego listy korespondencję z Mrożkiem, biografie, no i książki (listy też pisywał genialne -polecam). Pozdrawiam
Ech, te twoje dawne wypowiedzi. Choć wskazują na posiadaną wiedzę, to jednak wiedzą dzielić się nie lubisz (może nie potrafisz i stąd twoje późniejsze spłycanie wypowiedzi do emocjonalnych bluzgów). Aż tu się prosi o napisanie czegoś więcej o Lemie, co poparłoby twoją wypowiedź i dało jej cechy prawdziwie merytorycznej wypowiedzi takiej pouczającej - do czego nawiasem mówiąc został stworzony internet. Nie mniej jednak nadal brak twoich własnych refleksji i przemyśleń. Ciągle coś odtwórczego, cudzego. Ciągle sam z siebie nic nie napisałeś o komentowanym filmie. Dlaczego uważasz go za średnioudanego (dla mnie po prostu nudnego i pozbawionego ikry czy pasji odkrywania).