no, a teraz coś z zupełnie radioaktywnej beczki z odpadami: herr ulricha penetracja brudnych stron rzeczywistości - dzieciolubny dżudoka nauczy sportów walki wasze roznegliżowane pociechy z nigdzie w transylwanii - czy trzeba większej rekomendacji?
ciemna strona xiężyca jasnej strony xiężyca, którą był Rimini - umownie, umówmy się - nie dość, że nieustannie balansuje na linie rozpiętej gdzieś pomiędzy środowiskowym banem a dożywotnim kryminałem, to jeszcze żongluje sobie w najlepsze odzawleczkowanymi granatami przynosząc obrazy jakich kinematograficzny świat nie widział, nie widzi i zapewne długo już nie zobaczy (mowa na przykład o tych, które dzieją się pod natryskami).
herr urlich ma odwagę und grose ejer haben, aby zaglądać tam, gdzie nikt nie zagląda, mało - niejednokrotnie każe nam się pochylać, pozwala się zbliżać, zrozumieć, wreszcie współczuć cierpieniom uczłowieczonego (momentami) potwora. potwora z bielmem zamętu na oczach w postaci tak zwanego pożądania, które wszystko wyjaśnia, kieruje każdym działaniem, zagłusza resztki sumienia.
film mami, tumani, zadziwia. prowokuje i bulwersuje.
feeling bad-bad-very-very-bad movie przy którym Egzorcysta to komedia, a Vortex to komedia romantyczna.
konsekwentne i metodyczne podtapianie siły witalnej widza w wielkim bagnie takiej energii, która nie znajduje rozładowania.
eier, eier, uber alles dla mojego ulubionego austriaka!
dzięxy, nie bedę już tego czytać, ale fajnie, że przypomniałeś mi o tym filmie bez którego moja tegoroczna lista zeszłorocznych arcydzieł cinematograficznego pogranicza byłaby zupełnie niekompletna..
tymczasem przypominałem sobie ostatnio ten film po raz wtóry właśnie - to jest mistrzostwo świata w jaki sposób seidl prowadzi widza każąc mu patrzeć na świat oczami potwora. a potem, poprzez wstręt do rodzica, stawiając przed wyborem tak zwanego mniejszego zła.