PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=659676}
7,2 158 012
ocen
7,2 10 1 158012
7,2 33
oceny krytyków
Spider Man: Homecoming
powrót do forum filmu Spider-Man: Homecoming

Spider-Man. Czołówka Marvela i świara komiksu w ogóle. Gość, którego wszyscy znamy i lubimy. Przeczytaliśmy dziesiątki komiksów, obejrzeliśmy kilka kreskówek, nadszedł czas na film. Problemy finansowe Marvela zmusiły wydawnictwo do sprzedaży licencji do ekranizacji swych tytułów pomiędzy różne studia. Dlatego, choć na kartach komiksów Parker cisnął bekę z gburowatego Wolverine'a, wpadał w odwiedziny do Fantastic Four prosić o pomoc w zmaganiach z nazbyt kochliwym symbiotem, a zielony Hulk robił doktorat nie tylko z fizyki i chemii ale i z rozpier*dolu gdzieś w tle, ta ekipa przez lata nie spotkała się razem na ekranie. Za to filmowi mutanci od Singera, Pajęczak od Raimi'ego, czy tragicznie zły Daredevil z twarzą ( brodą? ) Afflecka sami dla siebie stanowili autonomiczne kosmosy.


I nagle nastał 2008 rok, a wraz z nim przełom. Do gry wrócił Robert Dowbey J.R. a wraz z nim zadebiutował na wielkim ekranie naczelny playboy Marvela, Tony Stark. Scena po napisach stała się przepowiednią boomu na kino super-bohaterskie, kiedy to nazbyt opalony Nick Fury wpadł z ofertą "pracy" dla Starka. Właściwie, to dyrektor S.H.I.E.L.D. (polskie tłumaczenie nie brzmi tak epicko jak oryginał, więc sobie odpuszczę....) przemawiając w półmroku zwracał się nie tyle do Tony'ego, co do nas, widzów. Oczywiście zrobił to subtelnie, bez łamania czwartej ściany. To specjalizacja miłośnika grubych żartów i wesołej jatki, niejakiego monsieur Deadpool'a ( a, że musiał najpierw obciągnąć Wolviemu aby dostać solo-movie, można wybaczyć. Po tygodniu i tak się kasuje. ).


Sam pomysł na stworzenie przestrzeni jaką jest kinowe uniwersum, to strzał w dziesiątkę. Ale pomysł to jedno, a wykonanie, to drugie....


Kiedy to Di$ney kupił Marvela, zalewając kina swoimi kolejnymi jak z taśmociągu filmami o super herosach, nie mogłem odpędzić się od wrażenia pewnej pustki. Hawkeye, Thor, Black Widow.... w porównianiu ze Spider-Manem czy Wolverinem (notabene w komiksach bywalcami składu Avengers ), to drugoligowcy. Oczywiście, ruszyła korpo-machina mająca na celu zrobienie z mścicielskich drugoligowców, "rasowych" pierwszoligowców. Istne Avengers-Superstars. A mimo to, wrażenie pustki jakie było, takie było.


Dlatego ucieszyłem się, kiedy usłyszałem, że Sony po porażkach z Garfieldem poszło po rozum do głowy i dobiło targu z Di$ney'em. To wiązało się z kolejnym już rebootem rebootu, ale co tam, wybaczamy. Tak oto Pajęczak na dobre dołączył do Marvel-familii.


Wczoraj obejrzałem Spider-Man: Homecoming. Pierwsze towarzyszące mi uczucie tego wieczoru to ciekawość. Kiedy Spider-Man odwalał zwykły super-bohaterski szajs aby zasłużyć na uwagę Starka przemykając po dachach kamienic Quenns i wskazując zagubionym babuszkom drogę, było nawet miło i zabawnie. Czuć było, że to zwykły chłopak z niezwykłymi mocami i szczerymi chęciami. Ale im dalej w las, tym było... dziwniej.


Niedawno TV przypomniała nam trylogię Raimi'ego. Nie obeszło się zatem bez porównań. W międzyczasie obejrzało się Iron Many i Kapitany Ameryki od Di$ney'a, i.... była kolosalna różnica. Dopiero skonfrontowanie filmów z początku XXI wieku z obecnymi ofertami daje pełny obraz różnic między oldschoolem a świeżynkami od Myszki Miki.


Sam Raimi zrobił coś bardzo interesującego. Mieliśmy pokazaną PEŁNĄ i WIARYGODNĄ genezę Człowieka-Pająka. Posiedzieliśmy trochę w liceum, była też typowa szkolna wycieczka, ugryzienie przez zmutowanego pająka, przypał z zakładami na "gali" wrestlingu i wreszcie tragiczna w skutkach kłótnia z wujkiem Benem. Analogicznie w międzyczasie Green Goblin zyskiwał swój power i motywacje. I fajnie. Druga część była jeszcze lepsza, ale trójka nie udźwignęła ciężaru. Jako całość, trylogia jednak się broni.


Ogromnym atutem trylogii był także balans pomiędzy spokojnymi wątkami z życia Petera Parkera, a ciężarem bycia Spider-Manem. Było więc miejscami kameralnie, miejscami widowiskowo. Idealnie.


U Raimiego świetnie ukazany został także klimat Nowego Jorku. Parker mieszka - tak jak być powinno - w domku jednorodzinnym, ma swój pokój na piętrze, a dzielnica wygląda jak Queens z komiksów. Centrum miasta jest z kolei tłoczne, kolorowe, pełne życia, drapacze chmur robią nastrój metropolii. Zaułki też wyglądają tak, jak trzeba. Gratuluję oka i wyczucia kamerzyście. Gość od zdjęć zrobił mega robotę. Ten Nowy Jork po prostu wygląda fajnie, słonecznie, dzięki czemu jest jakoś tak miło, ciepło dla oka. Tu Chińczycy mają swój bazar, tam stoi gość w przejściu do metra i gra na gitarze. Brawo.


Obsada w znacznej mierze została dobrana perfekcynie. Jednak Maguire i Dunst - najważniejsi aktorzy w filmie, nie przekonali mnie. Zdecydowanie najlepszym Peterem Parkerem/Spider-Manem jest właśnie Tom Holland. To zwykły typek, którego się lubi jak dobrego kumpla. Za to u Raimiego Norman i Harry Osbournowie są super. Dobór aktorów za wygląd i styl gry bardzo dobry. Podobnie jak ciocia May i wujek Ben, którzy powinni być wiekowi. Za to J.Jonah Jameson to klasa sama w sobie.


Zupełnie inaczej wypada casting do Spider-Man: Homecoming. Tutaj poprawność polityczna sięga absurdu. Gorzej, przekracza go niczym normy jakości powietrza w Krakowie. Nagle okazuje się, że białoskóry blondyn Flash Thompson, będący osiłkiem i gwiazdą szkoły stał się niskim hindusem z wytrzeszczem oczu, i w dodatku z aspiracjami naukowymi...! Prawdziwy Flash powinien zamykać Parkera w szkolnej szafce dla beki, co chwila faulować go na WF-ie, albo strzelać mu w potylicę z gumek na lekcji fizyki czy chemii. Zamiast tego mamy jakiegoś fana kus-kusa, u którego szczytem brutalności jest przezywanie Petera mianem "Penis Parker". No rzeczywiście, szkolny bully jak się patrzy.

Mary-Jane. Rudowłosa laska o urodzie rodem z zielonej Irlandii w tej wersji okazuje się być... mulatką. Zamiast prostych rudych włosów, siano z tłustych czarnych loków na głowie. Zamiast być popularną szkolną gwiazdą, laską #1, jest szyderczą outsiderką która widzi szampon do włosów raz na ruski rok. Zamiast uroku osobistego, ma nawyk pozdrawiania wszystkich fakusami na prawo i lewo. A myślałem, że to Raimi spierd*olił tą postać.... A ciocia May to włoski Milf. Cytując ciotkę: What tha f...!?


Villaini. Od kiedy istnieje MCU, ten świat cierpi na chroniczny brak zacnych złoczyńców. Dopiero w Spider-Man: Homecoming sprawa się nieco zmieniła. Vulture robi robotę. Wyjątkowo kostium filmowy jest lepszy do komiksowego. Vulture jest także cwany i bezwzględny, i nie ginie szybko i piz*dowato, jak reszta. Shocker to z kolei żenada. Przez cały film wyglądał nie jak super-złoczyńca, lecz jak aktor który dopiero przymierzył jeden rekwizyt. Po co to? Dla kontrastu? Żeby pokazać, jaki Vulture jest zarąbisty? Akurat dwóch dobrych villainów w jednym filmie to nic złego. Marvel ma pod tym względem takie braki, że nie musi się obawiać o "przesyt zaje*bistych złoczyńców w swoich szeregach". W Trylogii Nolana jest ich więcej niż w całym MCU które ciągnie się od dekady.... Loki mnie nie zachywca, raczej żenuje. Anorektyczny du*pek z podkrążonymi włosami, który - nawet jak na standardy filmu komiksowego - ba deb*ilne uczesanie. O takich villainowych wtopach jak piz*duś-plastuś Ronan z GotG, czy te nędzne mroczne elfy ze swym królem i jego silnorękim z Thor: Dark World juz nawet nie wspomnę.


Multi-kulti do porzygu. Gdyby to czarnych bohaterów wybielano na potęgę, to internet by padł z przeciążenia wynikającego z hasztagów protestujących mniejszości, które uważają się ostatnimi czasy za przytłaczającą większość. Za to kiedy biała jak kreda Domino w Deadpool'u wyglądać będzie jak Boney M, albo kiedy M.J. bliżej do Tupaca niż białasów, a Flash zaraz będzie tańczył w co drugiej scenie jak w Bollywood, to nikt nic nie powie. Bo rasizm działa tylko w jedną stronę. Rasizm w drugą stronę to "wyrównywanie szans". A recepta jest jedna - NIECH MARVEL I DC TWORZĄ NOWYCH BOHATERÓW, ZAMIAST UPRAWIAĆ BLACKPAINTG NA STARYCH BOHATERACH KU UCIESZE CZARNEJ HAMBURGEROWEJ TŁUSZCZY.


Muzyka. W Trylogii Raimi'ego, czy Nolana była autorska ścieżka muzyczna dedykowana bohaterowi. Były to nuty fajne, bardzo charakterystyczne. W Di$ney'u nie dbają o to, a wbrew pozorom to bardzo podbija komiksowy klimat. Jedyny utwór jaki się pamięta z MCU to "Iron Man". A to i tak pożyczona nuta.


Za podczas walk robi się chucznie i kolorowo jak na festynie. Sypią się iskry we wszystkich kolorach widma słonecznego, tak że Abrams i Bay to chyba fapią przy każdym seansie. A powinno być na odwrót. Barwne to powinny być stroje i postacie. Wizualnie i pod względem osobowości. Zamiast robić przesadne pokazy sztucznych ognii i podmuchów zniszczenia na pół miasta, powinni brać przykład z Nolana, Singera i Raimiego. U nich jak już co je*bło, to je*bło. i koniec tematu. Bez orgazmicznych pokazów neonowych eksplozji wśród tumanów kurzu. U nich efekty specjalne i wizualne to był dodatek, nie jedyna "wartość" filmu.


Same filmy MCU nawet jak na blockbustery są płytkie jak dno brodzika. Kolejni bohaterzy szybko dołączają do świata, w tle bezmyślne nawalanki, co chwila jakieś suchary nie na miejscu... Ewidentnie widać, że już nie "jakość", a "ilość" jest ważna. Aby tylko dorzucać kolejnych super-herosów bijących się ze słabymi villainami. Aby tylko tylko kręcić dalej i zarabiać na filmach i zabawkach.



Kostiumy ( oprócz Vulture'a jak wcześniej pisałem, i może jeszcze Iron Mana ) i oprawa wizualna to klęska. Teraz każdy super-bohater musi nosić jakieś para-militarne stroje. I po chu*j ?Zamiast indywidualności jest monotonna nuda. Nagle wszyscy zapierdalają w ciuchach jakby kupili je w jednym sklepie wysyłkowym z militarną odzieżą. Nie chodzi o to, że mają biegać w żółtym lateksie, ale żeby nie były takie pancerne do bólu i ponure. Teraz przeważają kostiumy ciemne, z minimalnymi wstawkami kolorystycznymi. I to takimi bardzo ponurymi odcieniami. Więcej koloru to więcej energii i różnorodności. Kostium Spidey'a z Spider-Man: Homecoming był spoko, dopóki nie okazał się wariacją na temat zbroi Starka. Teraz nawet Parker ma swojego "Dzarwisa". Te durne dodatki.... spider-pociski, spider-modulacja głosu, spider-wizjery, nawet spider-dron.... Batman dostanie kompleksów. Kostium to kostium, a nie mała armia. To Stark jest mała armia. Autem Spideya zawsze były jego mutacyjne zdolności i inteligencja, i delikatne tylko wspomagania technologią.


DC też ma pełno wad. Dla zbyt słitaśnego Marvela historie z DCU miały być przeciwwagą. I stały się. Tak, jak źle cukierkowe są marvelki, tak źle pochmurne są filmidła od DC. Zanim ktoś powie "Ale to dobrze że tak jest, jest wtedy różnorodność!" Od razu sprowadzę takiego klienta na ziemię. Taki argument ma grupę inwalidzką pierwszego stopnia. Odpowiedzą na przesadę w jedną stronę nie może być przesada w drugą stronę! Ideał leży pomiędzy i nazywa się "złotym środkiem". Serio, ktoś z was siada do filmu z nastawieniem "Ale zaje*biście, obejrzę marvelika, a kiedy już dostanę cukrzycy od tego to wezmę się dla odtrutki za DC, gdzie wszyscy mają kija w du*pie, depresję i Aspergera, łiii!!!" To tak, jak w polityce. Turbo prawica i turbo lewica to banda deb*ili siebie wartych. Im bardziej się jedna strona radykalizuje, tym mocniej zradykalizuje się ich skrajna opozycyjna druga strona. Ani turbo lewaki ani turbo prawaki nie mają racji. Nie używają mózgu, kierują instynktem stadnym i emocjami. Jak ich lider każe im skakać, bo "kto nie skacze ten z policji", to skaczą. Jak ich ilder powie "jeb*ać gluten!" To krzyczą "je*bać gluten!". Rozumu nie ma ani tu, ani tam. Rozsądek leży po środku, a im bardziej się te strony radykalizują, tym bardziej się od niego oddalają.


Ani Di$ney ani W.B. nie mają rozsądku ani wyczucia. Rywalizują między sobą, ale największym przegranym jesteśmy my, widzowie. Ich rywalizacja przeniosła się na płaszczyznę ilości, płytkości i poprawności politycznej. Niestety, najważniejszy element - JAKOŚĆ - jest skrupulatnie pomijany przez DC i Marvel.



Najlepszy, autentycznie komiksowy nastrój, sensowna fabuła, balans między humorem a powagą, fajny design bohaterów, rekwizyty, plenery i dekoracje mają X-men 1, X-men 2, oraz Spider-Man 1 i Spider-Man 2 ( oczywiście chodzi o Marvel ). Gdyby te serie były podwalinami pod MCU, to byłoby to najlepsze uniwersum komiksowe ever. A tak to jest jak jest.



Grubi producenci o mojżeszowych korzeniach z Hollywood, why?
-For money.





ocenił(a) film na 8
sznapsiarz

''Mary-Jane. Rudowłosa laska o urodzie rodem z zielonej Irlandii w tej wersji okazuje się być... mulatką [...]''
Biorąc pod uwagę, że ta aspołeczna mulatka nazywa się Michelle Jones to trudno, żeby twórcy spieprzyli postać Mary-Jane, skoro jej nawet nie ma.

Netehor

Michelle Jones? no to chociaż tyle XD Jedna gęba mniej wypastowana na czarno

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones