stara się być za wszelką cenę atrakcyjnym kinem gadających głów z pejzażami w tle. Czego brakuje? Przede wszystkim wiarygodnie nakreślonych postaci, w których brak owego błysku (dialogi plus aktorzy) czyniącego z banalnych opowieści coś więcej. W postać ojca bohaterki wcielił się Beppe Costa, włoski poeta, pisarz, wydawca i księgarz, który też popełnił muzykę do tego filmu (zresztą układa muzykę także do sztuk dramatycznych); wydawałoby się - człowiek renesansu. Nie wiem jak radzi sobie w innych dziedzinach, ale tu aktorsko sobie nie poradził, choć spora część filmu kręci się wokół niego i jego muzykowania. Obraz Terstall pozostawił mnie obojętnym na losy tego rodzinki.