King nie uprawia (prawie wcale) "poważnej literatury" nie dlatego, że nie umie, a dlatego, że na takie "zaszufladkowanie się zgodził na początku kariery.
Tak wyszło... akurat na dobre i pisarzowi i czytelnikom.
Także - kinomanom, bo proza Kinga jest doskonałą inspiracją, a jej adaptacje okazują się często wspaniałymi filmami.
Tym razem mamy do czynienia z uroczym opowiadaniem z cyklu "Cztery pory roku" (tego, które zawiera także "Skazanych na Shawshank")i bardzo sympatycznym filmem.
To trochę "kino rodzinne", ale solidnie pogłębione.
Gdzieś tam w oddali widać nawet związki z arcydziełami amerykańskiej prozy (myślę, że King był tego świadom) - "Przygodami Tomka Sawyera) i "Przygodami Hucka Finna" Marka Twaina.