Debiut Marka Robsona to całkiem zacne kino klasy b. Wbrew tytułowi nie jest to film o
nawiedzonym okręcie. Nie ma tu wcale nadprzyrodzonych motywów. Nasz bohater, Tom
Merriam, trafia na okręt Altair jako trzeci oficer. Kapitan uracza go regularnymi wykładami o
tym, czym jest autorytet dowódcy statku. Pewnego razu członek załogi, który miał na pieńku
z kapitanem ginie w dość podejrzanym wypadku. Tom zaczyna podejrzewać kapitana o
umyślne spowodowanie śmierci. Gdyby tych "wypadków" było więcej, mielibyśmy tu
niemalże proto-slasher, jednak film biegnie bardziej w stronę thrillera, może nawet,
miejscami, psychologicznego. Jak przystało na kino klasy b, w dodatku z lat 40 tych, są
pewne zgrzyty. Aktorstwo i dialogi są miejscami drętwe i mogą budzić pewne rozbawienie,
a całość jest raczej naiwna. Mimo to wszystko inne gra tu jak należy, są momenty napięcia,
a Richard Dix w roli obłąkanego kapitana wypada znakomicie. Warto, choć delikatny
dystans jest wskazany.