Oglądałam kiedyś Trójkąt bermudzki, gdzie grał Luke Perry i dziś po filmie Statek widmo mam poniekąd uczucie powtórki, akcja jest prawie idealnie schematyczna, wesołe towarzystwo znalazło wrak sprzed 60 lat, na nim jakieś kosztowności, tyle że duchów tam nie było, więc atmosfera prawie sennie nudna :) Wszyscy się pozabijali na koniec, bo "coś groźnego" wisiało w powietrzu, ocalała para, która dzielnie zatopiła statek itd... bla bla bla :) Poniekąd jednak film ogląda się dość przyjemnie, oczekiwałam bardziej spektakularnych efektów grozy i tu się trochę zawiodłam :) Udało mi się dotrwać do końca bez nerwowego oczekiwania na finał, co mogę uznać za pewien plus, a drugi plus to Gabriel Byrne, jeden z moich ulubionych aktorów. Nie ratuje on co prawda filmu, lecz udaje mu się w pewien sposób zawyżyć jego poziom. Dla amatorów mocnych wrażeń będzie to raczej słaby przedsmak, więc odsyłam ich do wszelkich pił mechanicznych i ich upiornego zgrzytu w bryzgach krwi ;)