byłem pewny, że obejrzę dobry film. Obejrzałem jednak tylko dobrą grę świetnych aktorów. De Niro po prostu utrzymał swój poziom bo jego rola na więcej nie pozwalała ale Norton zagrał wspaniale. Pomyślcie, przez cały film gra w dwóch pomieszczeniach a jego postać staje się interesująca. Potem wszystko niszczy scenariusz ale to już inna historia. Jest to historia smutna ale nie do końca. Jeżeli reżyser miał na celu przekazać widzom jakiś ukryty sens to za bardzo go ukrył bo ja go nie znalazłem.
SPOILER!!!!
Wszystko byłoby proste gdyby już na początku filmu ta żona postaci granej przez De Niro odeszła. Nie w tej chwili ale później, w końcu jest sąd itp. Facet o takich skłonnościach pewnie wylądowałby tam gdzie była postać Nortona.
Rola Milli Jovovich... cóż tu dużo mówić - dziwka. Zagrała profesionalnie ale morału z jej roli również nie mogę wyłapać.
Norton zagrał człowieka, który po okresie bycia "mucho" w więzieniu doznaje załamanie połączonego z religijnym nawróceniem jednak nie takim zwyczajnym, gdyż zaczyna słyszeć wibracje boga... może to tylko zabieg, żeby wyjść z więzienia ale nie da się powiedzieć o takim człowieku, że jest normalny.
Jest również to słynne amerykańskie radio rodem ze stanu Alabama. Nie wiem co reżyser miał na myśli umieszczając w filmie podobne audycje. Jeżeli ośmieszenie wierzących to mu się trochę udało. Jeżeli natomiast morałem miało być nawrócenie i żal za grzechy to był to morał tak nieudolny jak kazanie młodego księdza w małej wiejskiej parafii...
Cóż mogę więcej dodać... spodziewałem się czegoś innego. Myślę, że ocena 6/10 krzywdy filmowi nie wyrządzi. Ta ocena to w dużej mierze zasługa aktorów.
Jeżeli ktoś nie wierzy, że można zrobić dobry film, którego akcja rozgrywa się w jednym pokoju to polecam film "Człowiek z ziemi". Tam opowieść jest tak wciągająca jak chodzenie po bagnach. Polecam.